forBet promocja

Opinia - II liga - Inne - Kibice

Waszym zdaniem. Nakarmili kibiców

2011-04-07 23:41:05 OKS 1945 Olsztyn, Puszcza Niepołomice

Fot. Artur Szczepański

Fot. Artur Szczepański

Dzień po spotkaniu OKS 1945 Olsztyn z Puszczą Niepołomice swoje pomeczowe refleksje nadesłał nam jeden z kibiców olsztyńskiego klubu. Zapraszamy do lektury i dzielenia się z nami opiniami jak najczęściej!

"Na ten mecz wybrałem się trochę z duszą na ramieniu. Przewidywać można było zwycięstwo Stomilu, grali przecież z ligowym średniakiem, a do tego nasi piłkarze są w gazie. Mimo wrodzonego lenistwa, udałem się na ten mecz, podświadomość zwyciężyła. Na stadion dotarłem z lekkim opóźnieniem, ale mieszczącym się w granicach przyzwoitości. Kolejek przy kasach nie można było porównać do sobotnich derbów z Jeziorakiem – trzeba jednak wziąć pod uwagę, że ludzie siedzieli już na krzesełkach w momencie, gdy sędzia zagwizdał po raz pierwszy, a ja dopiero kupowałem bilet. Mimo nietypowej dość pory (bo na stadionie bez oświetlenia, granie w kwietniu o 17 jest nietypowe), olsztynianie znowu stawili się na trybunie krytej dość licznie. To trochę paradoks. Wiemy ile kosztują bilety, poza tym był to dzień roboczy i nie każdy zmobilizuje się na te dwie godziny w ciemno. A może znowu umoczą? Nie, nie. Wracając do wątku, nie umoczyli i widzowie. W ogóle jest ich średnio dużo więcej, aniżeli rok temu. Sektor pierwszy także zapełniony kibicami.  Przysiadłem się do grupy widzów, na widok których można powiedzieć: starzy Stomilowcy. Panowie grubo po 50-tce, nerwowo przeżywający mecz przy papierosie, komentujący na bieżąco sytuację na boisku i wymieniający się nowinkami sportowymi. To nazywam kwintesencją meczu. Ich obecność.

Na boisku zauważam brak Renusza, myślę sobie, że to przez nienajlepszy występ w derbach. Oprócz tego, skład bez niespodzianek. Od początku Stomil rwał się do ofensywy. Znowu aktywny był Kowalski, który miał za sobą dobry mecz z Iławą. Dodatkowo dobrze współpracował z obiegającym go Bucholcem. Może to takie wizualne złudzenie, ale chyba rzeczywiście więcej działo się po tej stronie boiska, a nie tam, gdzie grała para Głowacki-Stefanowicz. Z gracją prezentował się też szybki Filipek, który agresywnie i czujnie czyhał na błędy. Wszystkie próby były jednak nieudane, mało kiedy piłka trafiała w ogóle w światło bramki. Raz turlała się w kierunku już pustej, ale wybił ją obrońca. Wtedy to na trybunie powstawała długa lista życzeń, co Filipek powinien był zrobić. 

Stadion przy Piłsudskiego przeżył deja vu sprzed 3 dni, kiedy to Kowalski wywalczył rzut karny i sam postanowił strzelać. Niestety, Kwedyczenko, związany przez całe życie z regionem Małopolski obronił piłkę zmierzającą w lewy róg. Mimo tej pomyłki, feralny strzelec był ciągle przyjmowany przez trybuny  ciepło, odwdzięczał się dobrą grą i dośrodkowaniami. Nieźle, ale wciąż jest 0:0, a ten mecz wypadałoby wygrać. Właśnie… kibice też się niecierpliwili, sytuacje wszak były, ale ze skutecznością było na bakier. Niebiosa też chciały chyba wygranej Olsztyna. Dwie żółte kartki już po 45 minutach osłabiły Puszczę i było to coś na wzór to mini gola do szatni. Gwizdek, koniec. Do przerwy „klozet”. (tak nazywał remis 0:0 mój nauczyciel geografii).

Przerwa między połowami dłużyła się. Możliwe, że to niezaspokojony apetyt na bramki albo lekki chłodek, bo już od godziny jesteśmy na stadionie. Tradycyjnie oglądane są z przymrużeniem oka konkursy rzutów karnych i mega kolejki po kiełbaskę z grilla.

Na drugą połowę wchodzi m.in. Tomasz Moskała. Oby nie skończył jak większość piłkarzy grających coraz niżej i finiszujących w futbolowym niebycie (vel Grzegorz „Kiełbasa” Piechna). W Stomilu zjawia się Łukasik mający wciąż poparcie widowni. Widać, że we Freskovicie spokorniał, teraz przyjmuje rolę jokera i będzie tworzył  duet z Filipkiem. Rzeczywiście był to ruch, który ożywił jeszcze grę ofensywną. Na tyle, że Pan Bóg musiał chyba wstawić okna pancerne, bo tyle razy mu w nie strzelano. Animuszu dodał też wspomniany wcześniej Renusz, który zastąpił Stefanowicza. Muszę stwierdzić, że ten z powodzeniem odnajduje się w nowej roli pomocnika. Akcji było rzeczywiście sporo, strzałów trochę mniej, a bramek jeszcze mniej, wcale. Wraz z płynącym czasem, narastało napięcie na trybunach. Niektórzy bawili się w proroków albo reżyserów przewidując jak się to wszystko skończy. Mimo przybierania różnych postaw, każdy wierzył. Kowalski szarpał, ale oddychał już rękawami – miał prawo. Kibice w tej sytuacji byli jednomyślni: „Suchy!”. Trener Kaczmarek miał na ten temat podobne zdanie i Suchocki zjawił się na boisku, ale tylko na ostatni kwadrans. Grają, napierają, strzelają, czasem wręcz piłka bezczelnie nie chce wlecieć do siatki. Siedzący obok mnie starzy Stomilowcy wciąż wierzą, przekazują wskazówki piłkarzom. Pewnie i tak ich nie słyszeli, było na prawdę głośno. Czasu przecież niewiele, a wciąż bez goli. Po jednym ze strzałów Filipka, Łukasik nie dobił będąc 1 na 1 z bramkarzem. On sam, nie muszę przytaczać widzów, wychodził z siebie. 

Ale co się okazało? Znowu „Alan”! Ten „Alan”, który jesienią wyglądał bardzo mizernie i był cieniem samego siebie z okresu, gdy bronił Małkowski, znowu strzela! Dośrodkowanie z prawego rogu, na pełnej szybkości na piłkę naciera Alancewicz, uderza ją głową i… Ponad 99 procent widzów (chyba był ktoś z Niepołomic robiący relację na laptopie) przepraszam, ale tek było, dostała chwilowego orgazmu! „Alan” już czwarty raz w tej rundzie strzelił bramkę. Co prawda dwa razy futbolówka się od niego odbijała, ale to i tak jego gole.  Efektownie wyglądało też świętowani. Ludzie oczywiście stoją, krzyczą i klaszczą, „Alan” podbiegł do trybuny i zaczął krzyczeć skakać - wyrzucać całą złość. Jest przecież olsztyniakiem, sam cieszył się, że jego Stomil wygrywa. Ujmując inaczej, było to odzwierciedlenie hasła reklamowego jednego z byłych sponsorów Stomilu, „Razem tworzymy emocje”. Ooooj tak. 

To trochę paradoksalne, ale - mimo gola - trybuny się nie najadły do syta. Uwieńczeniem ostatnich nieudanych prób był gol Łukasika, który nie tylko postawił kropkę nad „i”, ale - stanowiąc deser - dokarmił wszystkich kibiców. Mimo rozstrzygnięcia i opuszczenia krzesełek przez olsztynian, na górze trybuny widać było gąszcz ludzi czekających na zakończenie meczu, nie było wychodzenia i cieszenia się tylko tym, że Stomil już wygrał. W końcu Załęski z Ostrołęki kończy mecz. Fala ludzi pokonuje schody, a mi w uszach brzmi zdanie wykrzyczane po raz pierwszy w tym sezonie przez kibiców: „Pierwsza liga, pierwsza liga, OKS!”. Kto by się spodziewał jeszcze jakiś czas temu?"

 

Michał Fedusio

Komentarze

  1. do ... 2011-04-09 10:34:54 (***.***.***.***) #3047 0:0 zgłoś

    A na czym Ty się znasz? Chyba, że na krytykowaniu ale na tym też trzeba się znać. W Twoim przypadku ani na żaglach, ani na krytykowaniu i tym bardziej na piłce kopanej śmiem twierdzić, że nie masz pojęcia lub masz znikome. P.S. Brawo dla autora tekstu

  2. ... 2011-04-08 17:48:20 (acae***.neoplus.adsl.tpnet.pl) #3028 0:0 zgłoś

    wywód piekny jak zwykle o OKSie,niestety twórca tego wywodu żyje przeszłością, Stomil?? jaki Stomil, Stomilu nie ma, jeszcze nie ma, a podobno ma wrócić, jest OKS, o strzelcu pierwszej bramki dla OKSu nic pochlebnego bym nie pisał, sztuczne pompowanie kolesia któremu czasem coś wyjdzie, Michał zajmij się tym co potrafisz pływaj na żaglówce lub serfuj na desce ale nie pisz o piłce, ja nie pisze o żaglach bo się na tym nie znam

Dodaj swój komentarz

                     
 ####    ##   ###### 
#       #  #      #  
 ####  #    #    #   
     # ######   #    
#    # #    #  #     
 ####  #    # ######