Znicz Biała Piska w sobotę zagra w 1/4 finału Wojewódzkiego Pucharu Polski. Drużyna szykuje się także do nowego sezonu III ligi. Rozmawiamy z prezesem Znicza - Jackiem Jankowskim.
- Polonia Lidzbark Warmiński to dobry rywal dla Znicza w ćwierćfinale Wojewódzkiego Pucharu Polski?
- W sobotę na pewno czeka nas trudne spotkanie, bo wszystko może się wydarzyć. Jeśli zagramy na swoim normalnym poziomie, to powinniśmy sobie spokojnie poradzić. Wierzę, że nasz zespół udowodni swoją klasę. Nie ukrywam, że naszym celem jest występ w finale, którego posmakowaliśmy przed rokiem. Chcemy skuteczniej powalczyć o trofeum. Byłoby to znakomite zakończenie tego dziwnego sezonu. Jesteśmy faworytem tego meczu i musimy podołać wyzwaniu. Problemem może być tak długa przerwa w rozgrywkach, ale Polonia jest w takiej samej sytuacji. Pod względem sportowym na pewno mogliśmy wylosować lepiej, choć tu już nie ma łatwych rywali, bo każdy upatruje swojej szansy. Jeśli zaś chodzi o otoczkę spotkania to nie mamy na co narzekać. Mamy z Polonią bardzo dobre stosunki.
- Pewnie dlatego, że Lidzbark Warmiński jest Pana rodzinnym miastem, a Pan w młodości występował w Polonii. Będzie miejsce na sentymenty?
- Mój ojciec był prezesem Polonii i to on zaszczepił we mnie pasję do piłki, którą realizuję teraz w Zniczu – opowiadałem o tym niedawno na łamach „Piłki Nożnej”. Bardzo lubię wracać do Lidzbarka Warmińskiego, ale tym razem sentymentów nie będzie. Zresztą, odkąd jestem w Zniczu, gościłem z drużyną na Polonii już kilkakrotnie i wspominam te mecze bardzo dobrze. Cały czas jestem w kontakcie z miejscowymi działaczami, doskonale znamy się z trenerem Czesławem Żukowskim z czasów jego pracy w Huraganie Morąg. Dla nich to równie ważne spotkanie, dające szansę na osiągnięcie historycznego wyniku. Mam nadzieję, że bez względu na rezultat nasze relacje się nie popsują. Jeśli przyjdzie przełknąć gorycz porażki, to z godnością pogratuluję gospodarzom i będę kibicował Polonii w półfinale. Ale podkreślę jeszcze raz, że naszym celem jest awans, wszyscy doskonale wiedzą, o co gramy i oczekuję, że rozstrzygnięcie będzie korzystne dla nas.
- Pucharowymi meczami wracamy do poważnego grania po przerwie spowodowanej koronawirusem. Jaki to był okres w działalności Znicza?
- Chyba wszyscy czekają już na pierwszy gwizdek, bo rywalizacja na boisku jest w piłce najważniejsza i to faktycznie wymierny wynik naszej pracy. Wracając do wydarzeń z ostatnich miesięcy, najpierw zupełnie nie wiedzieliśmy na czym stoimy i spokojnie czekaliśmy na rozwój wypadków. Nie zmarnowaliśmy jednak tego czasu. Odbyłem szereg spotkań m.in. z panią burmistrz Beatą Sokołowską. Dzięki temu dokończyliśmy prace modernizacyjne na stadionie, rozpoczęte w poprzednim roku. Jesienią zamontowaliśmy system nawadniania murawy, a wiosną poprawiliśmy stan płyty, dzięki czemu boisko prezentuje się dzisiaj znakomicie. Dodatkowo za bramki zostały przestawione piłkochwyty, które do tej pory nie spełniały swojej funkcji. Cieszę się, że stadion pięknieje z każdym miesiącem i jest bardziej funkcjonalny. Mówimy otwarcie, że Znicz jest wizytówką Białej Piskiej, bo naprawdę tak jest.
- W małych społecznościach sport wciąż jest lubianą rozrywką. Biała Piska jest dobrym przykładem?
- Na najciekawszych meczach bywało ponad pół tysiąca kibiców z Białej Piskiej, ale także Pisza, Orzysza, Ełku czy Grajewa. To, że gra Znicza cieszy dzisiaj tak wiele osób to zasługa nie tylko działaczy i piłkarzy, ale wielu osób, które chcą angażować się w życie klubu, rozumieją nasze potrzeby. Od początku mojej działalności w klubie samorząd gminny jest poważnym partnerem Znicza i cieszę się, że to ciągle trwa pomimo zmian na stanowisku burmistrza. Naprawdę każdemu życzę takiego zrozumienia i podejścia władz lokalnych do sportu. Ponadto mamy grono oddanych sponsorów, którzy systematycznie wspierają klub, a także przekazują środki na doraźne potrzeby. Dobrym przykładem jest nasz kibic zza granicy, który miał swój wkład w sfinansowaniu montażu nawodnienia, kupuje sprzęt sportowy drużynie seniorów. Wsparcie takich ludzi jest nieocenione i pozwala nam rozwijać klub. Coraz mocniej stawiamy na grupy młodzieżowe, którymi zarządza jako nasz dyrektor sportowy mój brat Marek Jankowski. Juniorzy, podobnie jak pierwszy zespół, byli latem na obozie. Zachęcamy do gry w Zniczu chłopców z okolicznych miejscowości, organizując z myślą o nich dojazdy na każdy trening.
- Niektórzy patrzą na dokonania Znicza z uznaniem, inni z zazdrością. Jakich opinii dociera do Pana więcej?
- To miłe, gdy jesteśmy dobrze postrzegani w regionie, wyróżniając się wynikami sportowymi, organizacją klubu, coraz lepszą bazą. Widzimy respekt u ligowych rywali i na pewno nie jesteśmy już dla nich anonimowi. Cały czas powtarzam, że wciąż jesteśmy skromnym klubem. Ważne, że mamy wszystko poukładane, działamy rozsądnie. Stąd taki obraz Znicza. Bronimy się pod względem sportowym i organizacyjnym, więc możemy myśleć o kolejnym kroku wrzód. Gdybyśmy mieli drużynę, która nie dawałby rady w lidze, trudno byłoby o zainteresowanie sponsorów. Szastanie pieniędzmi i życie ponad stan to też działanie na krótką metę. Wiele klubów to przerobiło, budząc się w A klasie. Bierzemy zawodników, na których nas stać i którzy dają jakość. Gdybyśmy nie byli wiarygodni, nie czynili postępów, z pewnością byłoby inaczej. Wiadomo, że każdemu można wrzucić kamyk do jego ogródka, ale my cały czas robimy swoje, dbamy o interesy klubu i realizujemy wizję, którą przyjęliśmy już jakiś czas temu.
- Za Panem 15 lat działalności w klubie, niedługo tyle samo na stanowisku prezesa. Piłka wciąż bawi Pana tak samo jak na początku?
- Zanim trafiłem do Znicza, prowadziłem drużynę zakładową, która w lokalnych rozgrywkach radziła sobie bardzo dobrze, ucierała nosa reprezentantom większych firm z mojej branży. Ze Zniczem przeszedłem podobną drogę i ciągle widzę możliwości rozwoju. Cele, które jeszcze kilka lat temu były w sferze marzeń dzisiaj są coraz bliższe realizacji, więc to nakręca do działania, choć piłka wypełnia niemal w całości mój czas pomiędzy domem a firmą. Zresztą Zniczem żyjemy wszyscy, na meczach w Białej Piskiej z reguły pojawia się moja rodzina i znajomi, więc to trochę ułatwia funkcjonowanie i jest naszą wspólną pasją.
- Czy kadra na nowy sezon jest już zamknięta?
- Już kilka miesięcy temu wiedziałem, że utrzymamy trzon drużyny, a zmiany nie będą dotyczyły kluczowych pozycji. Rozmawiam z naszymi piłkarzami poważnie, staram się by nie mieli powodów do narzekań, ale oczekuję także jasnych deklaracji. Latem odeszli tylko zawodnicy wypożyczeni z innych klubów. Większym problemem jest kontuzja Patryka Gondka, który wypada z gry na kilka miesięcy. Stabilizacja, to chyba słowo klucz, którym można opisać nasz klub. Staramy się, żeby z każdym rokiem działać coraz lepiej, nie ulegać emocjom, nie robić rewolucji. Możemy się mylić, popełniamy błędy, ale sztuką jest wyciąganie wniosków. Przerwany sezon był dla nas wyjątkowy pod względem sportowym, naprawdę żałujemy, że nie mogliśmy dograć go do końca. Zresztą ten jedyny wiosenny mecz nam nie wyszedł i nie było okazji do zatarcia złego wrażenia. Na razie pozyskaliśmy Łukasza Kuśnierza z Mrągowii oraz młodych zawodników Dawida Kalinowskiego, Kacpra Rybickiego i Rafała Nowaka. Niewykluczone, że w drużynie pojawi się jeszcze ktoś nowy, zależy nam szczególnie na podniesieniu rywalizacji wśród młodzieżowców. Wszystko staramy się robić z głową. W ostatnich tygodniach miałem mnóstwo telefonów od menadżerów, którzy oferują nam usługi coraz lepszych graczy. Na niektórych nas zwyczajnie nie stać, ale to dowód, że Znicz jest postrzegany jako klub, z którym warto współpracować.
- Jak zapatruje się Pan na nowy sezon, który pod względem liczby drużyn w III lidze będzie wyjątkowy?
- Już mamy 22 zespoły, a spadkiem zagrożone są jeszcze Znicz Pruszków i Pogoń Siedlce, które mogą trafić do naszej grupy. To będzie niezwykle trudny sezon. Jeśli warunki pozwolą i będzie taka konieczność to możemy grać mecze jeszcze w grudniu, a wiosną tabela może zostać podzielona na grupę spadkową i mistrzowską. Na razie wciąż wiemy niewiele, ale staramy się zrobić wszystko, żeby żaden scenariusz nas nie zaskoczył. Wpadliśmy w wir pracy po tym smutnym okresie bez piłki i widzę, że każdy ma więcej energii niż zwykle. To dobry prognostyk, choć wiadomo, że w sporcie niczego nie można być pewnym. Czekamy na grę o puchar, czekamy na ligę, na pierwszy mecz przed własnymi kibicami, choć na razie wiadomo, że pewnie na stadion wejdzie ich mniej. Mam nadzieję, że już nie wydarzy się nic nieoczekiwanego i będziemy mogli powiedzieć, że naprawdę przygotowaliśmy zespół do sezonu najlepiej jak mogliśmy.
Rozmawiał Łukasz Szymański
Artykuł nie został jeszcze skomentowany - możesz być pierwszą osobą!