forBet promocja

Rozmowa - I liga

M. Jabłoński: Drugi raz już się nie uda

2015-06-21 20:49:30 -

Mirosław Jabłoński podczas pomeczowej konferencji. Fot. Paju

Mirosław Jabłoński podczas pomeczowej konferencji. Fot. Paju

- Musimy mieć świadomość, że takie balansowanie na dłuższą metę nie ma sensu. Coś musi się ruszyć – mówi trener Mirosław Jabłoński w rozmowie podsumowującej I-ligowy sezon Stomilu Olsztyn. Wiele wskazuje na to, że „Jabłko” zostanie w Olsztynie na kolejne rozgrywki. I o nich również rozmawiamy z doświadczonym szkoleniowcem.

- Rozmowę podsumowującą sezon wypada chyba zacząć od gratulacji, bo siódme miejsce, wobec sytuacji organizacyjno-finansowej, w której był w tym sezonie Stomil, to niewątpliwy sukces.

- Na pewno wynik jest dobry. Mógłby być jeszcze lepszy, ale runda wiosenna była, powiedzmy, średnio udana w naszym wykonaniu. Zastrzeżenia mam przede wszystkim do naszej gry w defensywie. Jesienią wyglądało to przecież zdecydowanie lepiej. Wciąż szukam przyczyn takiego stanu rzeczy, bo przecież skład personalny aż tak bardzo się nie zmienił, a za to błędów było, niestety, bardzo dużo. Być może rzeczywiście można to tłumaczyć tym całym zamieszaniem, utrudnionymi przygotowaniami i ogólną atmosferą wokół klubu. To wszystko nie pomagało w koncentracji. Zdarzało się, że zespół nie trenował przez trzy dni, a potem wychodził na mecz. To na pewno nie jest profesjonalna piłka.

- W sumie to ani przed sezonem, ani zimą nie miał Pan jako trener okresu przygotowawczego. Latem zespół był w dużej przebudowie, dopiero poznawał Pan ekipę i niemal co sparing miał Pan do dyspozycji innych piłkarzy. Zimą z kolei pojawiły się tarapaty finansowe i piłkarze, na pewien czas zawiesili treningi. Momentami musiał Pan chyba nieźle improwizować?

- Zmiany kadrowe latem nie były może aż takie duże, ale na pewno były istotne. Nowi piłkarze musieli się wkomponować, bo z miejsca zajęli odpowiedzialne role i funkcje w zespole. Pierwszymi meczami dochodziliśmy zatem do dyspozycji i, nie da się ukryć, mieliśmy w nich trochę szczęścia. A później? Jak wiadomo – wynik robi dobrą atmosferę i robi się łatwiej. Nam też było łatwiej. Zyskaliśmy spokój i pewność siebie. Jesień na pewno była w naszym wykonaniu udana.

Wspomniał Pan też o okresie przygotowawczym zimą. To rzeczywiście był trudny czas. I to nie tylko ze względu na zawirowania finansowe, ale również ze względu na brak dobrej bazy i warunków do treningu.

- To akurat odwieczny problem Stomilu.

- Owszem, ale mam wrażenie, że można byłoby to lepiej poukładać, gdyby w mieście było troszeczkę więcej zrozumienia i przychylności dla tego, co robimy. Rzeczywistość wyglądała tak, że musieliśmy dostosowywać się do zespołów amatorskich. Nie zawsze mogliśmy nawet zrealizować to, co było zaplanowane, bo nagle okazywało się, że z jakiegoś powodu nie możemy wejść na boisko czy na halę. I mieliśmy trening zastępczy – biegowy. W parku albo w lesie. Trochę nie tak… Takie treningi też są oczywiście potrzebne, ale w odpowiednim czasie i w momencie, gdy są zaplanowane. Mam wrażenie, że czasem dokonywaliśmy cudów, żeby ten zespół mógł skoncentrować się i zmobilizować. Nietrudno było przecież skupić się na czymś innym niż trening w sytuacji, w której byliśmy. Uważam, że ci chłopcy, jak każdy, zasłużyli na normalne warunki do pracy. Tak, po prostu normalne - nie mówię o niczym więcej.

- Gdy Pana zawodnicy przez kilka tygodni nie dostawali wypłat, a Pan zmagał się z tymi wszystkimi przeciwnościami, nie miał Pan takich myśli, że „choć Olsztyn fajny i ładny, to czas zmiatać stąd czym prędzej i zabierać się z powrotem do Warszawy”?

- Był taki moment, przyznaję. Tym bardziej, że zimą miałem propozycję, by przejść do innego klubu.

- I-ligowego, z tego, co wiem.

- Tak. Nie był to klub z Ekstraklasy. Gdyby tak było, to, kto wie, może jakoś bym się skusił. Do innego I-ligowca nie chciałem odchodzić, bo uważam, że wyglądałoby to bardzo źle, gdybym jako trener opuścił swoją drużynę w trudnej sytuacji. To byłoby jak ucieczka, tym bardziej, że odszedłbym chyba jako pierwszy. Wątpliwości jednak były, bo warunki, które zastałem, odbiegały od tego, co sobie wyobraziłem. Miało być pod tym względem coraz lepiej, wszystko miało się poprawiać, a zamiast się poprawiać, zaczęło być coraz gorzej. Z takimi problemami w pracy dotychczas się jeszcze nie spotkałem. Może gdzieś na początku trenerskiej drogi, gdy z Polonią Warszawa walczyliśmy o awans do Ekstraklasy. Sukces udało się osiągnąć, ale warunki też były bardzo trudne. Też nie mieliśmy boiska do trenowania, brakowało odpowiednich środków. Fajną mieliśmy chyba tylko halę. I drużynę oczywiście… Tylko, że to było 20 lat temu i od tego czasu wiele się w piłce zmieniło. Wszystko poszło do przodu.

- No tak, a Pan pracował raczej w klubach, w których pod względem organizacyjnym było bardzo spokojnie: Legia, Zagłębie Lubin, Wisła Płock, Amica, Termalica…

- Bywało różnie, bo akurat wtedy, gdy ja w tych klubach pracowałem, to niekiedy się nie przelewało. W Zagłębiu na przykład, gdzie byłem przez trzy lata, pierwszy rok naprawdę trudny. Drużyna była na spadkowej pozycji, a zimą w klubie odłączono wodę, bo nikt nie płacił miastu rachunków. Jeździliśmy więc po treningach na halę, by kąpać się w innym miejscu. Budżet klubu był wówczas kilka razy mniejszy niż ten, którym Zagłębie dysponuje obecnie. A mimo to efekt był później taki, że Zagłębie awansowało do europejskich pucharów. Zajęliśmy co prawda dopiero piąte miejsce i był to ten puchar najniższej rangi (Intertoto – red.), ale jednak jakoś się ogrywaliśmy. Pamiętam, że pojechaliśmy na mecz do Azerbejdżanu i wcale łatwo się nie grało. Rywal grał żywiołowo, ambitnie i podejmował nas na wielkim, poradzieckim stadionie z fatalnie przygotowaną murawą. Mimo to, uważam, że było to bardzo ciekawe doświadczenie.

- Tak sobie teraz myślę, że w tym sezonie Stomil zawdzięcza Panu bardzo wiele, ale Pan również mógł się dzięki pracy w Olsztynie przypomnieć. Pamiętam, że kiedy Robert Kiłdanowicz ogłosił Pana nazwisko, to zewsząd pojawiały się głosy, że „Kiłdan ściągnął Jabłońskiego z emerytury”. Udowodnił Pan chyba, że emerytem to jeszcze Pan nie jest.

- W Polsce takie głosy są, niestety, normalne. A jakby spojrzeć na ligę włoską czy angielską, to śmiało można znaleźć ze trzech albo czterech szkoleniowców z tzw. starszego pokolenia. Tam nie jest to nic dziwnego, a takich szkoleniowców darzy się respektem. U nas bywa inaczej, a mój przypadek jest bardzo specyficzny. Przeszedłem przecież całą drogę, bo uczyłem się jako asystent od kilku trenerów. Dopiero później mogłem zacząć pracę z dobrymi wynikami w innych zespołach. Nie uczyłem się więc na żywym organizmie, tylko asystując. Moim zdaniem taka droga jest lepsza niż rzucanie się od razu na głęboką wodę.

- W Polsce jest teraz moda, by stawiać na trenerów, którzy na plecach noszą dopiero czwarty krzyżyk.

- No tak, ale mam nadzieję, że wszyscy zdają sobie sprawę, że doświadczenie też jest w cenie.

- Pan na pewno to udowodnił.

- Mam nadzieję. Tylko, że udowadniać można, ale do czasu… Nam w ogóle udało się w tym sezonie pokazać z fajnej strony jako zespół, ale w kolejnym sezonie już nam się nie uda. Musimy mieć świadomość, że takie balansowanie na dłuższą metę nie ma sensu. Coś musi się ruszyć. Nie uda mi się przecież po raz drugi ściągnąć takich zawodników jak ściągnęliśmy latem. Raz, że jest limit obcokrajowców, a dwa, że to był ewenement, że tacy piłkarze grali bez kominów, za takie pieniądze jak reszta drużyny, które nie są wysokie nawet jak na I-ligowe standardy. Co więcej, nie trzeba było płacić za przyjście żadnego ekwiwalentu – ani ich klubom, ani menadżerom. To na pewno mi się udało, tym bardziej, że fajnie wkomponowałem ich w zespół. Drugi raz to już się nie uda. Planowałem, by wiosną mocniej wkomponowywać piłkarzy młodych, z których klub mógłby mieć pociechę w przyszłości. Zimą nie można było jednak z nikim rozmawiać, bo nie było wiadomo, co tutaj dalej w klubie będzie. Nikt w takiej sytuacji nie podjąłbym żadnej deklaracji. Druga sprawa to wspomniana baza. Już kilka razy usłyszałem: „trenerze, no, ale tam nie ma gdzie trenować, a ja chciałbym się rozwijać”. Kilka tematów przez to upadło. Praca w Stomilu jest naprawdę trudna. Nie każdy chce tutaj przyjść, a samymi zawodnikami z regionu I ligi się moim zdaniem nie utrzyma. Oczywiście jest uzdolniona młodzież i po dwóch-trzech chłopaków co sezon albo co rundę można wprowadzać. Ale oni muszą wchodzić do zespołu stabilnego, w którym jest fajna rywalizacja. A na razie cały czas jest huśtawka.

- Mówi Pan z taką troską, jak gdyby było już przesądzone, że zostaje Pan w Olsztynie na kolejny sezon. Jest tak?

- Kontrakt mam jeszcze na rok. Chciałbym tutaj zostać, ale chciałbym również, aby pewne warunki co do mojej pracy zostały spełnione. Mam tu na myśli kształt kadry zawodniczej i kształt kadry szkoleniowej, z którą również jest problem. Często jest przecież tak, że na treningach jestem sam, bo moi współpracownicy łączą pracę w klubie z innymi obowiązkami, na przykład pracą w szkole. Trudno zrobić dobrą robotę, będąc na treningach samemu. Przecież w innych klubach I ligi zdarza się, że na rozgrzewce z zespołem pracuje trzech trenerów, a w sumie pieczę nad zespołem sprawuje piątka. U nas to, niestety, kuleje.

- Wiadomo już, kto 1 lipca nie stawi się na pierwszym treningu?

- Na pewno to nie wiadomo jeszcze nic. Prawdopodobnie nie będzie jednak już z nami Kowala, ani Berezowsky’ego. Na pewno nie będzie też Skoby, który przyszedł w roli strażaka, gdy kontuzji doznał Irakli. Był wolny, idealnie pasował do tej pozycji i myślę, że, szczególnie jesienią, mocno nam pomógł.

- Okej. Odejdą zatem „Biera”, Skoba i Kowal. Maczułenko, nawet jeśli zostanie, przez kilka miesięcy nie będzie zdolny do gry. Na jakie pozycje, w pierwszej kolejności, będą zatem potrzebne wzmocnienia albo uzupełnienia?

- Mamy już pewien plan, mamy wytypowane pozycje, na które będziemy szukać nowych graczy. Przede wszystkim nie mamy napastników.

- Było to widać w meczu z Sandecją, kiedy w ataku grali na zmianę Trzeciakiewicz oraz Wełna i Wełnicki.

- No tak, z konieczności mieliśmy dość ciekawą rotację. Lepiej, gorzej, ale jakoś tam sobie radzili. Fakt jest taki, że klasycznego napastnika nie mamy i będziemy go latem szukać.

- Wspomniał Pan już o Iraklim. Wydaje się, że jeżeli nie będą go trapić kontuzje i pozostanie w Olsztynie, to w nowym sezonie może stać się takim boiskowym liderem i ulubieńcem publiczności. Ten chłopak gra niesamowicie efektownie i charakternie!

- Mam nadzieję, że Irakli z nami zostanie i uda mi się go… hmm… okiełznać. Bo zdecydowanie tego wymaga. Jeżeli dodatkowo będą go omijały kontuzje i zacznie podchodzić do piłki profesjonalnie, to powinniśmy mieć z niego duży albo nawet bardzo duży pożytek. Co do tego, że umie grać w piłkę, nikt chyba nie ma wątpliwości.

- Na koniec chciałem jeszcze podpytać Pana o piłkę europejską. Od chłopaków z drużyny wiem bowiem, że jest Pan fanem stylu gry Juventusu. Rozumiem, że po finale Ligi Mistrzów był Pan zatem mocno niepocieszony.

- Nie no, aż tak to bym nie powiedział. Rzeczywiście interesowałem się Juventusem, i to bardzo, ale z punktu widzenia szkoleniowego. Do Barcelony trudno przecież porównywać jakikolwiek zespół i trudno czerpać z niej jakieś wzorce, bo to drużyna zbudowana na indywidualnościach. To znaczy wzorce można czerpać, ale byłoby to troszeczkę takie bezcelowe, bo przecież to gra oparta na indywidualnych i bardzo wysokich umiejętnościach poszczególnych zawodników. Włosi natomiast, a w szczególności Juventus, znakomicie łączą taktykę gry w ofensywie z taktyką gry w obronie. Bardzo podobał mi się w tym sezonie sposób gry Juventusu – z dwoma napastnikami i taką „dziesiątką” za nimi. Druga linia musi przy takim ustawieniu być kreatywna i naprawdę mocno harować. Taki styl gry jest jednak i skuteczny, i widowiskowy. Z Barceloną Juventus na pewno podjął wyzwanie, a trzeci gol był wyłącznie efektem tego, że Włosi zaryzykowali i odkryli się, żeby doprowadzić do remisu. Nie udało się, trudno. Pewne schematy z gry Juventusu śmiało można jednak przenieść na nasze boiska ligowe i tym właśnie chciałem zainspirować chłopaków. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu to się udało.

- No to jeszcze pytanie „na deser”. Który z zawodników był dla Pana zaskoczeniem nr 1? Było tak, że na początku ktoś Pana nie przekonywał, a później odpalił na maksa?

- Oczywiście Trzeciakiewicz! „Trzeci” miał troszeczkę pecha, bo to chłopak, który może grać i na boku obrony, i w środku, i w środku pomocy, i nawet, jak w ostatnim meczu, w ataku. Uniwersalny zawodnik ma o tyle niewdzięczne zadanie, że może zagrać wszędzie albo wcale. „Trzeci” nie jest już może zawodnikiem perspektywicznym i żadnego grosza klub na nim nie zarobi, ale bez wątpienia zaskoczył na plus. W jednym meczu strzelił dwie bramki, zaraz potem w kolejnym. Oby w nowym sezonie radził sobie tak dalej!

Rozmawiał Piotr Gajewski

Komentarze

  1. od 31 czerca były zawodnik OKS 2015-06-28 13:30:53 (***.lomza.vectranet.pl) #52394 0:0 zgłoś

    chłop prezes pomylił gabinet weterynaryjny z gabinetem spółki. pięknie łga, pięknie pisze a nasz klub ciągnie na dno. kłamac kazdy umie weterynarzu rozwalasz klub, drużynę i uciekniesz jak szczur!

  2. widzę 2015-06-23 22:48:09 (user-***-***-***-***.play-internet.pl) #52310 0:0 zgłoś

    nieudacznik prezesik osrał gacie zaraz ucieknie oszust to jest dopiero improwizator! nie mieliśmy szczęścia do prezesów nigdy!

  3. taka prawda 2015-06-23 20:57:59 (cable-***-***-***-***.netcologne.de) #52309 0:0 zgłoś

    Azeby nie Kildanowicz bez ktorego nie byloby Ukraincow w minionym sezonie i bez trenera Jablonskiego juz by 1 ligi w Olsztynie nie bylo.Jesli trener tez nie wie co bedzie dalej na tydzien przed rozpoczeciem przygotowan do nowego sezonu, to moge powtorzyc za trenerem dalsza improwizacja drugi raz juz sie nie uda utrzymac 1 ligi w Olsztynie.

  4. stomilowiec 2015-06-22 20:15:59 (***.olsztyn.vectranet.pl) #52298 0:0 zgłoś

    Przeraża mnie cisza nie wiadomo kto odchodzi nie licząc Japończyków i Kowala nie wiadomo kto przychodzi i z im i czy wogle gramy jakieś sparingi nawet kluby 3 ligi są lepiej zorganizowane niż Stomil za tą prowizorkę zapłacimy spadkiem albo co gorsza utratą licencji

  5. OE 2015-06-22 19:14:15 (***-***-***-***.adsl.inetia.pl) #52297 0:0 zgłoś

    @kibic Stomilu. Nikt wam nie zazdrości , nie ma czego , no chyba że niedługo tramwai . Tyle że póki co motorniczy szkolą się w Elblągu tego odpowiedzialnego zawodu . Pozdrawiam.

  6. Abc 2015-06-22 18:42:59 (n***-***-***.opera-mini.net) #52296 0:0 zgłoś

    Rozkopane , zapierdzielone ,zapyziałe , zakorkowane, dziadoskie miasto. Tylko chwała piłkarzom, że dali rade wyciągnąc się z tak krytycznego położenia, ale tam macie Burdel w klubie,betony ktore rządzą Klubem, jakos aź się nie chce wierzyc źe przez tyle naprawde lau nie mogą znalesc sponsorow.? A niech społecznie w klubie się wykazują! To pewnie nikt by nie zostal . Taka prawda. Te miasto Olsztyn to Twierdza Krętactwa i kolesiostwa. A piłkarzom Stomilu życzę takiego samego udanego sezonu.

  7. dan 2015-06-22 17:18:36 (***.olsztyn.vectranet.pl) #52295 0:0 zgłoś

    "Olsztyn jest fajny i ładny..." litości

  8. kibic_Stomilu 2015-06-21 23:52:54 (user-***-***-***-***.play-internet.pl) #52283 0:0 zgłoś

    Oho... zazdrosny głos z Elbląga lub Iławy :)

Dodaj swój komentarz

                    
#    # #   # #    # 
#    #  # #  ##  ## 
#    #   #   # ## # 
#    #   #   #    # 
 #  #    #   #    # 
  ##     #   #    #