forBet promocja

Rozmowa - I liga

T. Wełna: Śmieję się z zawiści i zazdrości

2014-12-01 00:47:17 Tomasz Wełna, Stomil Olsztyn, Polonia Warszawa

Tomek Wełna, jak zwykle w dobrym humorze. Fot. Paweł Piekutowski

Tomek Wełna, jak zwykle w dobrym humorze. Fot. Paweł Piekutowski

- Umówmy się, że oprócz kibiców i atmosfery tutaj… niczego nie ma. Kibice są fantastyczni, zespół bardzo ciekawy, a historia i ekstraklasowa przeszłość motywują. Ale to wszystko. Nie ma stadionu z prawdziwego zdarzenia. Bazę trzeba budować od zera. Fajny zespół, świetni kibice i historia – na razie to wszystko, na czym bazujemy - ocenia sytuację Stomilu Olsztyn Tomasz Wełna, młody obrońca, który wyjątkowo dobrze zaaklimatyzował się w Olsztynie i olsztyńskim klubie.

- Łatwy czy trudny zestaw pytań?

- Bez różnicy, przyjmę wszystko na klatę (śmiech).

- Zacznijmy takiego hasła, które gdzieś o Tobie słyszałem – że „grasz dla przyjemności”.

- O Boże… Śmiać mi się chce, kiedy to słyszę. Dlaczego miałbym grać tylko dla przyjemności? Nie, tak nie jest.

- Czyli co, mam rozumieć, że grasz dla kasy?

- Powiedzmy tak: gram dla przyjemności, bo kocham ten sport i jest to moje hobby. Jednocześnie jest to jednak mój zawód, bo nie gram w piłkę amatorsko, tylko dostaję za to pieniądze. Ale do gry nakręca mnie to, że gram w piłkę od małego i strasznie chciałbym grać kiedyś na wyższym poziomie niż teraz. Częściowo to marzenie już spełniłem, bo gry w Ekstraklasie troszeczkę liznąłem. Teraz utrzymuję się w I lidze i liczę, że niedługo wrócę do Ekstraklasy.

- No dobra, ale odpowiadasz trochę naokoło, a mi chodzi o to, że niektórzy po prostu zaglądają Ci do kieszeni i twierdzą, że skoro jesteś bogaty z domu, to piłką się po prostu bawisz. Jest w tym stwierdzeniu ziarno prawdy?

- Nie wydaje mi się. Zresztą, kurczę, co mam Ci powiedzieć..? Dla mnie to po prostu głupie stwierdzenie.

 - Rozumiem, że zamykamy temat?

- Nie, dlaczego? Uważam, że nie mam się czego wstydzić. Możesz nawet powiedzieć, prosto z mostu, że mógłby mnie utrzymywać tata. I to prawda, tyle że tata przestał mnie utrzymywać już ze dwa lata temu. Oczywiście, jak każdy młody człowiek, proszę czasem rodziców o pożyczkę, ale nie mam zamiaru brać od nich pieniędzy. Piłka to mój zawód, sam go sobie wybrałem i jestem w stanie się z gry w piłkę utrzymywać. Gdy klub nie płaci, odczuwam to tak jak inni.

- Na razie w Stomilu jest pod względem chyba w miarę stabilnie, choć wiem, że pewne poślizgi się przydarzają.

- Nie wiem, czy jest sens rozwijać ten wątek… W grudniu wszystko ma być uregulowane i liczę, że tak się stanie.

- Okej, zamykając wątek pieniędzy, żeby nie było, że jest to jedyny wątek rozmowy…

- …spoko, powiem Ci, że już kiedyś słyszałem o takim postrzeganiu mojej osoby. W Puszczy Niepołomice trener spytał mnie wprost, czy gram w piłkę dla przyjemności, czy rzeczywiście chce się w tym spełniać i na tym budować swoją przyszłość. Nie wiedziałem, jak to traktować, ale zawsze śmieję się z oznak zawiści i zazdrości. To dla mnie słabe. A mam czasem wrażenie, że im bardziej się w Polsce do ludzi uśmiechasz, tym bardziej ich denerwujesz.

- Myślisz, że ludzi wkurza Twoje pozytywne usposobienie i to, że się uśmiechasz?

- Najbardziej chyba wkurza, gdy uśmiecham się w swoim samochodzie (śmiech). A tak serio, wydaje mi się, że swoją frustrację ludzie wyładowują zwykle, mówiąc coś za plecami. Ja smucić się nienawidzę. Nienawidzę chodzić struty i zmartwiony. Wolę cieszyć się życiem i wytwarzać pozytywną energię.

- W szatni też dajesz taką energię?

- Oczywiście, staram się. Choć akurat od „robienia atmosfery” jest też parę innych osób. Każdy stara się dołożyć swoje „pięć groszy”, ale prym wiodą zdecydowanie Paweł Łukasik czy „Igiełka” (Łukasz Jegliński – red.).

- Spróbuję zamknąć wątek kasy po raz drugi. Pamiętam, że byłeś jednym z głównych bohaterów głośnego dokumentu o upadku Polonii Warszawa „Kasa będzie jutro”. To wtedy przekonałeś się, że piłka nie zawsze bywa fajna?

- To było mocno zderzenie z rzeczywistością, nie ukrywam. Życie chyba rzeczywiście takie jest, że nie zawsze jest kolorowo, choć, jak wspomniałem, ja staram się mieć inne podejście. Zawsze staram się myśleć pozytywnie, ale nie zawsze się da. W Polonii przeżywaliśmy naprawdę trudne chwile. Będąc na treningu, widziałem, że chłopaki są szczęśliwi, zadowoleni i ogólnie, czują się dobrze. Gdy tylko kończył się trening i wychodziliśmy z szatni, widziałem ogarniającą ich rzeczywistość i pojawiający się smutek, że jednak tych pieniędzy brakuje. A nie ma co się oszukiwać: pieniądze są w życiu ważne.

- Chyba nikt nie zaprzeczy.

- Ja byłem wtedy na utrzymaniu rodziców. Inaczej chyba w ogóle nie miałbym z czego żyć.

- Z tego, co pamiętam byłeś wtedy kontuzjowany i nie mogłeś liczyć na pomoc klubu.

- Mam bardzo dobry kontakt z Jarkiem Stecem, który super się wtedy zachował. Mateusz Gliński też zerwał wtedy więzadła, a Jarek dokończył nasze leczenie za darmo. To było zachowanie, które na pewno zapamiętam na długo. Do dziś zresztą, gdy coś mi się dzieje, jeżdżę najchętniej do niego. A jeśli chodzi o podejście władz Polonii – oczywiście, nie było mowy o żadnej pomocy. Pieniędzy nie było na nic. Do dziś mam przed oczami sceny ze zbiórki kibiców na ochronę, by mógł się odbyć ostatni ligowy mecz z Piastem Gliwice. To było coś pięknego.

- Śledzisz losy Polonii obecnie? Jej historia przypomina trochę niedawną drogę Stomilu.

- Polonią oczywiście nadal się interesuję, bo przecież to mój były klub. Natomiast historii Stomilu jeszcze tak dokładnie nie znam. Widzę, że kibice wciąż żyją Ekstraklasą, która kiedyś tu była. To da się zauważyć. Słyszę na ten temat dużo rozmów, wspomnień, wiem, że tamte czasy są przez kibiców obudowane czymś na kształt legendy.

- Coś w tym jest. A Ty od kilku miesięcy jesteś częścią, trwającej od ponad dekady, odbudowy Stomilu. Czujesz się już „Stomilowcem”?

- Strasznie bym chciał być „Stomilowcem”, ale uważam, że jednak jestem troszeczkę za krótko, aby się w ten sposób tytułować. To byłoby nie na miejscu, gdybym wypowiadał się w tej kwestii twierdząco. Ale na pewno i w Stomilu, i w Olsztynie zadomowiłem się bardzo. Miasto wyjątkowo mi się podoba, znalazłem fajne mieszkanie i uważam, że w Olsztynie jest co robić. Nie mam na co narzekać.

- Jako warszawiakowi nie brakuje Ci zgiełku wielkiego miasta?

- W zupełności rekompensuje mi ten brak wspaniałe olsztyńskie powietrze. Poza tym w Olsztynie naprawdę niczego nie brakuje. A to, że jest blisko do Warszawy to tylko kolejny atut. Te 220 kilometrów można śmignąć spokojnie w półtorej godzinki.

- Nie gadaj, że w tyle zrobiłeś trasę Olsztyn-Warszawa (śmiech)!

- No, zdarzyło się, pobiłem ostatnio rekord… Godzina i 35 minut dokładnie (śmiech). Było ciepło, pusto na drodze – jakbym jechał autostradą (śmiech).

- Dobra, chodź pogadamy trochę o piłce. Zaaklimatyzowałeś się świetnie, złapałeś pewny plac i formę, ale… przyplątała się kontuzja i przyszła dłuższa przerwa. Rok zakończyłeś poza kadrą. Nie boisz się, że teraz od początku będziesz musiał walczyć o swoje i udowadniać na nowo swoją wartość?

- Myślę, że tak będzie i będzie to pierwsze, co czeka mnie po przerwie. Walka o skład będzie na pewno. Co więcej, może być jeszcze trudniej, bo przypuszczam, że trener będzie chciał ściągnąć kogoś na lewą obronę. Jedynym nominalnym lewym obrońcą jest przecież „Shiba”. Ja jestem nominalnym środkowym, aczkolwiek muszę przyznać, że coraz lepiej czuję się na boku. Na początku było według mnie strasznie słabo. Pierwszymi meczami byłem tak strasznie zawiedziony, że nie wiedziałem, gdzie się schować. Delikatnie usprawiedliwiałem to okresem przygotowawczym – że tak późno zaczęliśmy, że było tyle niepewności i formy trzeba było szukać już w trakcie sezonu.

- Niektórym kibicom zaimponowałeś tym, że w wypowiedzi dla „stomil.olsztyn.pl” wyjątkowo samokrytycznie oceniłeś swoją grę. Ja mam wrażenie, że wbijałeś sobie aż nieco za mocno.

- Nie przypominaj mi już (śmiech)! Z Arką zagrałem tak słabo, że… aż nie wiem, jak to opisać. Nie pamiętam tak słabego meczu w swoim wykonaniu. Po prostu dramat! Uwierz, że nie mogłem po tym meczu zasnąć! Dwa razy nie mogłem zasnąć po meczu: po debiucie w Ekstraklasie i właśnie po tym meczu z Arką. Byłem załamany tym, co pokazałem!

- Samokrytyka nie była więc pod publiczkę?

- O nie! Nigdy nie robię takich rzeczy. To byłoby słabe.

- No dobra, ale aż tak analizujesz swoją grę?

- Serio! Zawsze oglądam swoje mecze. Idę do trenera z pendrive’em i proszę, by przegrał mi mecz. A potem oglądam.

- Czasem oglądanie swojej gry boli, co?

- Akurat w meczu z Arką bolało. Obejrzałem ten mecz, by upewnić się, czy rzeczywiście moja gra wyglądała tak źle. I rzeczywiście tak było.

- Powiedz, jakim trenerem jest Mirosław Jabłoński? Że doświadczonym - wiadomo. Niektórzy twierdzą dodatkowo, że to ten typ co na przykład Paweł Janas – „trener, który za mocno się nie wpierdala”.

- Jest spokojny. Nie da się ukryć, że trener nie wykonuje nerwowych ruchów i jego siłą jest spokój. To zawsze jakieś nowe doświadczenie. Już kilku tych trenerów przecież w swojej karierze, czy jak kto woli, przygodzie z piłką, poznałem.

- Któryś z nich stał się dla Ciebie autorytetem?

- Poczekaj… Hmm… Na pewno nie trener Stawowy.

- Słyszałem, że żyje trochę w swoim świecie.

- A, nie chce mi się nawet poruszać jego tematu. Tylko bym się zdenerwował… Najgorsze było to, że nawet nie dostałem od niego szansy. Gdybym dostał szansę i bym nie wypalił – spoko. Grałbym później w rezerwach i wszystko bym zrozumiał. Ale tam nie było szansy i tyle.

- Wiesz, ale może gdyby nie to, nie trafiłbyś latem do Stomilu (śmiech).

- No tak (śmiech). A tak poważnie: cieszę się, że udało się wtedy szybko zadziałać i ruszyć na wypożyczenie. Uśmiechnął się w moją stronę trener Dariusz Wójtowicz i trafiłem do Puszczy. Szkoda, że ostatecznie nie udało się Puszczy utrzymać…

- A skąd wziął się temat Stomilu? Przyszedłeś z łatką „człowiek Kiłdana”.

- Tak, prezes to mój drugi tata, nie ma co ukrywać (śmiech). Nie no, a serio: rzeczywiście pan Robert zadzwonił do mnie z propozycją, czy nie chciałbym spróbować sił w Stomilu. Zapowiedział, że jest pomysł zrobienia awansu do Ekstraklasy, są długoterminowe plany. Przekonał mnie bez problemu. Inna sprawa, że na początku wypadłem strasznie – i na treningu, i w sparingach wyglądałem, według mnie, bardzo słabo…

- …weź, przestań! Znowu sobie wbijasz!

- Ale naprawdę, nie pamiętam, żebym na testach w jakimś klubie prezentował się tak słabo. Może żyłem jeszcze trochę Cracovią i po cichu wierzyłem, że jednak tam zostanę? Trener Podoliński (szkoleniowiec Cracovii – red.) ostatecznie nie powiedział mi sam, że nie chce mnie w Cracovii. Dowiedziałem się tego od innych osób. Ale to już przeszłość. Jestem w Stomilu, mam z klubem dwuletnią umowę i chcę tutaj powalczyć o sukces. Żyję teraz Stomilem.

- Naprawdę mierzycie w awans do Ekstraklasy?

- Strasznie bym chciał wywalczyć awans do Ekstraklasy! Pewnie, trzeba sobie stawiać ambitne cele.

- Okej, ale czy Twoim zdaniem awans jest w ogóle realny?

- Dobra, umówmy się, że oprócz kibiców i atmosfery tutaj… niczego nie ma. Kibice są fantastyczni, zespół bardzo ciekawy, a historia i ekstraklasowa przeszłość motywują. Ale to wszystko. Nie ma stadionu z prawdziwego zdarzenia. Bazę trzeba budować od zera. Fajny zespół, świetni kibice i historia – na razie to wszystko, na czym bazujemy.

- Obecny zespół ma również charakter, a wielu kibiców mnóstwo charakteru dostrzega również w Twojej grze. O ile początkowo niektórzy mieli Cię za drewniaka, o tyle po kilku meczach zacząłeś robić za etatowego twardziela. Twój nieustępliwy styl gry zaczął po prostu imponować. Dobrze się domyślam, że jesteś fanem angielskiej Premiership?

- Zdecydowanie! Jestem wielkim kibicem Manchesteru United. Uwielbiam ten klub! A jeśli chodzi o styl gry, to chyba nauczyłem się tego jeszcze w Pułtusku. Dlaczego? Zawsze grałem tam ze starszymi rocznikami. Dopiero w Polonii Warszawa zacząłem grać w swoich rocznikach. Wcześniej musiałem czymś nadrabiać, bo starsi koledzy nie oszczędzali. Próbowali mnie nauczyć respektu poprzez nieodstawianie nogi, więc i ja zacząłem grać twardo. To chyba przez to gram tak obecnie. A to, co mówisz o ocenie kibiców… Fajnie wiedzieć. I nie dziwię się, że ich od razu do siebie nie przekonałem. Grałem dramatycznie: z Widzewem, z Arką… Dopiero z meczu z Flotą Świnoujście u siebie byłem bardzo zadowolony. Nie wiem, czy pamiętasz taką sytuację: goniłem gościa, chyba Olszara; strzelał już do pustej bramki, a ja zablokowałem jego strzał wślizgiem. Wybiłem piłkę z linii, a później poprawił to jeszcze „Bjera” (Witalij Berezowskyj – red.). To było fajne uczucie. I myślę, że takimi interwencjami można przekonać do siebie kibiców. Szkoda tylko, że później przyplątała się ta kontuzja…

- Prawda, nieźle się rozkraczyłeś.

- W meczu z Chojniczanką, w 60 czy 70 minucie gość wpierdzielił mi się dosyć nieładnie i miałem naciągnięte więzadła poboczne oraz podkolanowe. Problem w tym, że zaraz po powrocie do zajęć złapałem kolejną kontuzję. I to taką, o której nikt nie słyszał! Jak mówiłem chłopakom, to śmiali się, bo nikt jej nie miał i myśleli, że wkręcam. Miałem zapalenia mięśnia palca – zginacza dużego w stopie. Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale ból był naprawdę spory. Nie mogłem biegać, nie mogłem za bardzo chodzić. Nie mówię nawet o grze w piłkę. Temat się trochę przeciągnął, ale na szczęście trenuję już normalnie. Szkoda tylko, że granie już się kończy.

- No dobra, to powiedz mi na koniec, czy jako gość, który sprawia wrażenie wybitnie beztroskiego, wyluzowanego, masz już jakiś pomysł na siebie po zakończeniu kariery?

- Cały czas planuję iść na studia, ale… jakoś nie mogę się zebrać (śmiech). Ale poważnie: byłem już na studiach, właśnie za czasów Ireneusza Króla, o których mówiliśmy. Zapisaliśmy się z Sebastianem Olszakiem, pochodziliśmy, ale nie było za bardzo funduszy na kontynuowanie tematu.

- To były jakieś studia związane ze sportem?

- Nie, zarządzanie, ale… nie było czym zarządzać (śmiech). Poszliśmy na te studia właśnie pod kątem przyszłości. Sebastian swoją drogą otworzył właśnie pub z kolegą, a ja… dalej planuję studia. Co jeszcze? Moim marzeniem jest na pewno otwarcie w przyszłości restauracji z tatą. Tata działa w branży budowlanej, ale kiedyś chciałbym z nim otworzyć lokal w Warszawie. Zaplanowaliśmy to sobie i mam nadzieję, że kiedyś się to uda. Poza tym myślę o jakimś własnym biznesie, by mieć zabezpieczenie na przyszłość, gdyby w piłce się nie udało. Umówmy się, że w piłce niczego takiego jeszcze nie osiągnąłem i gdybym noga się powinęła, chciałbym mieć coś, czemu mógłbym się poświęcić od razu. Na razie cieszę się, że gram w piłkę, bo kocham ten sport i to fantastyczne, że mogę go zawodowo uprawiać.

Rozmawiał Piotr Gajewski

Komentarze

  1. mkmkf 2014-12-05 13:07:26 (***.olsztyn.vectranet.pl) #49577 0:0 zgłoś

    MOZE PODOBNY WYWIAD ZROBIC Z MIRKIEM JABLONSKIM "JABLUSZKIEM" =) TYLKO ZEBY CALOSC BYLA VIDEO?

  2. heniek 2014-12-05 02:00:50 (***.***.***.***.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl) #49571 0:0 zgłoś

    dobra forme zlapales ale nie musisz sie chwalic co robia rodzice ani ile jedziesz do warszawy bo to slabe

  3. 1 z wielu 2014-12-01 20:27:32 (adsz***.neoplus.adsl.tpnet.pl) #49553 0:0 zgłoś

    Tomasz, fajny i mądry z ciebie chłopak. Oby więcej takich ludzi w tym smutnym jak p..da kraju. Zarażaj tym pozytywnym podejściem jak najdłużej w Olsztynie. Może prezydent powinien z Tobą pogadać, to by od razu stadion powstał ;-)

  4. stomil4all 2014-12-01 12:31:42 (***.***.***.***.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl) #49551 0:0 zgłoś

    Dobry zawodnik. Powodzenia i walczcie o TME.

  5. misiek 2014-12-01 07:19:31 (host-***-***-***-***.olsztyn.mm.pl) #49548 0:0 zgłoś

    Przyznam że po pierwszych meczach Tomka w Stomilu trochę zbyt surowo go oceniałem. Teraz wypada to odszczekać (hau hau). Myślę że fajna postać w naszym klubie. Powodzenia

Dodaj swój komentarz

                     
     # #    # #####  
     # #    # #    # 
     # #    # #    # 
     # #    # #####  
#    # #    # #      
 ####   ####  #