- W pewnym momencie popełniono błędy i tego nie da się ukryć. Ostatecznie na boisko wychodziliśmy jednak my - piłkarze. To my musimy się więc uderzyć w piersi – uważa Mateusz Kołodziejski, który pod względem stażu, w zespole w obecnej kadrze Olimpii, nie ma sobie równych. Zimą kończy się jednak jego kontrakt i niewykluczone, że wiosną w Elblągu już nie zagra.
- Czujesz się… weteranem?
- Weteranem to może nie, ale wiem, o co chodzi (śmiech). Spędziłem w Olimpii trzy lata i, niezależnie od tego jak wszystko się dalej potoczy, na pewno był to dobry okres. Zrobiliśmy w tym czasie dwa awanse i tego nikt mi już nie zabierze.
- Trenerzy się zmieniali, w kadrze robiono czystki, a Ty ciągle utrzymywałeś się na powierzchni. Wiesz dlaczego?
- Nie wiem, czy obserwowałeś moje losy aż tak uważnie, ale jak przychodził nowy trener, to zawsze przez pierwszych kilka meczów nie grałem i nie było mnie w składzie. Tak było u Arteniuka, a potem u Araszkiewicza, kiedy w pierwszych pięciu meczach nie grałem w ogóle, a potem jak już wskoczyłem do składu, to grałem do końca sezonu. To samo było z trenerem Wesołowskim i obecnym trenerem – najpierw ławka albo trybuny, a potem granie w pełnym wymiarze czasowym. Jakoś tak to już jest, że muszę do siebie przekonywać trenerów zaangażowaniem i walką podczas treningów oraz meczów. Już się do tego przyzwyczaiłem, że na swoją szansę muszę zawsze trochę poczekać.
- No, a czym tych trenerów ostatecznie przekonujesz?
- Ciężkie pytanie i najlepiej byłoby spytać poszczególnych trenerów. Wydaje mi się, że po prostu prędzej czy później zauważają, że zawsze daję z siebie wszystko i zaczynają to doceniać.
- W sumie współpracowałeś w Olimpii z aż pięcioma szkoleniowcami. Z którym współpraca układała Ci się najlepiej?
- Każdy miał jakieś swoje dobre strony i powiem Ci, że, kurczę, ciężko ocenić. Jeden był bardzo dobry jeżeli chodzi o charakter i motywację; drugi z kolei fajnie podchodził do treningów. Każdy w jakiś pozytywny sposób na nas oddziaływał. Wiem, że trochę dyplomatycznie odpowiadam, ale tak naprawdę było (śmiech).
- Z końcem roku wygasa Twój kontrakt z Olimpią. Zostaniesz w Olimpii na wiosnę?
- Tego chyba nie wie nikt, bo to, co będzie się działo z Olimpią Elbląg w najbliższym czasie, to jeden wielki znak zapytania. Sentyment do klubu jednak jest i zawsze pozostanie. Jestem wychowankiem Arki i zawsze będę Arce kibicować, co pewnie niektórzy w Elblągu mają mi za złe. Nie zmieni to jednak tego, że coś w tym klubie zrobiłem - parę fajnych meczów zaliczyłem i kawałek serca tu zostawiłem. Co by się nie stało, Olimpia będę wspominać miło.
- Masz jakieś ciekawe oferty?
- Na testach żadnych nie byłem, ale… coś jest na rzeczy. Nie chciałbym jednak zdradzać na tym etapie, o jaki klub chodzi. Powiem tylko, że schodząc niżej, bardzo ciężko się potem wyrwać wyżej. Sam tego doświadczyłem i wiem, co mówię. Jeżeli jednak Olimpia zaoferuje mi nową umowę, to nie wykluczam, że zostanę. Jeśli nie, to od 1 stycznia stanę się wolnym zawodnikiem.
- I ustawisz się w kolejce do pośredniaka…
- Tak (śmiech). Mam nadzieję, że aż tak źle nie będzie.
- Nie da się jednak ukryć, że sytuacja Olimpii jest mocno niepewna.
- Wiadomo. Zajmujemy ostatnie miejsce i mamy osiem punktów straty do bezpiecznego miejsca. To dużo, ale – jak wiadomo – nie ma rzeczy niemożliwych. Jeżeli w ciągu dwóch miesięcy przygotowań się sprężymy i przyjdą odpowiedni ludzie, to taki cel wydaje się realny do realizacji. I liczę, że taki ten cel będzie.
- A organizacyjnie?
- Pozostaje mieć nadzieję, że tu też sytuacja się wyprostuje. Co więcej mogę powiedzieć? Tak jak każdemu związanemu z tym klubem, zależy mi na dalszej grze Olimpii w I lidze. Tak jak większość osób, nie mam na to jednak większego wpływu.
- Masz swoją diagnozę jesiennego niepowodzenia?
- Mam, ale wolę nie mówić (śmiech). W pewnym momencie popełniono błędy i tego nie da się ukryć. Wewnątrz też dochodziło do pewnych nieporozumień, ale ostatecznie na boisko wychodziliśmy my-piłkarze. To my jesteśmy wykonawcami wszystkich założeń i to od nas najwięcej ostatecznie zależało. To my musimy się więc uderzyć w piersi.
- Po przyjściu trenera Piskowca rzeczywiście dużo się zmieniło?
- Zupełnie inny typ treningów, zupełnie inny typ myślenia niż wcześniejsi trenerzy. Szczerze? Zapierdzielaliśmy u niego od poniedziałku do piątku! Raz zapowiedział nam, że „w czwartek będzie lżejszy trening”. No i był… Taki, że przez trzy godziny zapieprzaliśmy jeszcze mocniej niż od poniedziałku do środku. A potem piątkowy rozruch, który wcale nie był odpoczynkiem… Przyznam jednak, że do zapieprzanie dało pewien efekt, bo po tych treningach rzeczywiście czuliśmy się lepiej i wytrzymywaliśmy dłużej. Wcześniej, po tym jak w trakcie rundy odszedł od nas trener Piotr (Jankowicz – przyp. red.), który odpowiadał za przygotowanie fizyczne, był z tym niestety problem. Trener przeniósł się do Warty, a miał naprawdę sporą wiedzę i prowadził bardzo ciekawe treningi. Moim zdaniem przygotowywał nas bardzo dobrze, ale potem zaczęło tego brakować i zrobił się problem. No, a potem przyszedł trener Piskowiec i dołożył solidnie (śmiech).
- Bardzo często schodzisz z boiska przed końcem meczów lub wchodzisz z ławki. Zdarza się, że brakuje Ci sił?
- Trudno powiedzieć. Taka jest rola trenera – jeżeli uważa, że komuś brakuje sił to go zmienia. Ja uważam, że mi sił nie brakowało. W poprzednim sezonie złamałem kość strzałkową i nie byłem dobrze przygotowany do sezonu. To się później ciągnęło przez cały sezon i pewnie stąd wynikało to, że grałem tak mało pełnych meczów. Trochę byłem sobie winien, bo wtedy za wcześnie wznowiłem treningi i kontuzja się odnowiła… A w tym sezonie – tak jak mówiłem – musiałem do siebie przekonać trenerów.
- Za to kibice chyba nigdy nie zarzucili braku zaangażowania.
- Rzeczywiście, nie spotkałem się, żeby ktoś zarzucał mi, że nie walczę albo przechodzę obok meczu. Staram się po prostu wykonywać swoją pracę jak najlepiej i daję z siebie zawsze nie 100, ale 120 procent.
- Jak patrzę na Twoją grę to zawsze zastanawia mnie taka jedna rzecz i zawsze chciałem Cię o to spytać. Ty trenowałeś kiedyś… lekkoatletykę?
- Nie, nie (śmiech). Ale wiem, o co chodzi. Mam specyficzny styl biegania i w każdym klubie zwracają mi na to uwagę. W Arce pan Szul, który został później trenerem przygotowania fizycznego w Legii, też zwrócił na to uwagę i… starał się z tym walczyć. Aplikował mi nawet indywidualne treningi i kazał, mimo wszystko, stawiać tę piętę na ziemię. Tłumaczył, że na samych palcach się nie biega. Nic to jednak nie dało i w końcu trener dał sobie spokój. Stwierdził, że to… efekt krótkiej łydki i muszę z tym żyć (śmiech). Od szóstego roku życia trenowałem jednak piłkę nożną w Arce i nie pamiętam, żebym myślał o inne dyscyplinie.
- No to jeszcze trudne pytanie na koniec. Jako „Arkowiec” nie miałeś nigdy problemów z kibicami Olimpii? W Elblągu za Arką się raczej nie przepada i, niezależnie od sytuacji w klubie, wszyscy już teraz myślą o tym, jak zrewanżować się wiosną gdynianom za dwie jesienne porażki.
- Wiadomo, że w sercu mam Arkę. Ale jak wychodzę na boisko, to nie ma sentymentów. Niektórzy mieli do mnie jakieś pretensje o niewykorzystane sytuacje w meczu z Arką, ale to nie ma nic wspólnego z prawdą. Wręcz przeciwnie, na mecze z Arką jestem jeszcze bardziej umotywowany. Wiadomo przecież, że człowiek chce wypaść jak najlepiej przeciwko klubowi, w którym się wychował. Jak ktoś z trybun coś do mnie krzyknie, to zawsze mnie to bardziej motywuje. Tak czy inaczej, na pewno się nie zmienię.
Rozmawiał Piotr Gajewski
Pomorze 2012-01-31 20:38:19 (aab***.neoplus.adsl.tpnet.pl) #13231 0:0 zgłoś
MATEUSZ TO FAJNY I SYMPATYCZNY CHLOPAK,TROCHE BUJA SIE PO NOCNYCH KLUBACH W ELBLAGU ALE ZAWSZE ZNA UMIAR.KIEDYS NA STAROWCE BAWIL SIE Z ARKOWCAMI I POGADALISMY SOBIE TROCHE O LECHII.OGOLNIE JESTEM ZA BY POZOSTAL W OLIMPII.
Fak 2011-12-15 13:08:22 (acsq***.neoplus.adsl.tpnet.pl) #11815 0:0 zgłoś
Przeciez to żadna tajemnica o przyjsciu Ukrainców i Gruzinów.Wystarczy poszukac w archiwach. Ostatnia konferencje z Kononczukiem gdzie mówi jasno i wyraznie że 7 piłkarzy chca sciagnac z tamtych rejonów.
ACIDES 2011-12-15 08:02:36 (public-gprs***.centertel.pl) #11806 0:0 zgłoś
OD GOŚCIA Z KLUBU .
OE_NDG 2011-12-14 22:14:40 (sk***.internetdsl.tpnet.pl) #11799 0:0 zgłoś
Potrafi pociągnąć grę skrzydłem, dobre warunki fizyczne, wyróżniający się zawodnik... No i jak widać potrafi tak powiedzieć, żeby szczegółów nie wyjawić...a szkoda. Do: ACIDES9(źródło info?) - 3mam kciuki, że tak jest naprawdę i że jeszcze pokażemy wszystkim gest Kozakiewicza, jak Olimpia zostanie w 1 lidze - będzie im łyso, oj będzie (pzpeenowcom i gumakom, ofkors)!
ACIDES 2011-12-14 20:20:26 (***.***.***.***) #11796 0:0 zgłoś
KOŁO JEST OK. OLIMPIA JEST DOGADANA Z KILKOMA UKRAINCAMI I GRUZINAMI . 2 Z NICH GRAŁO W UKRAIŃSKIEJ EKSTRAKLASIE /PODOBNO B DODRZY/ . PEWNA WIADOMOŚC . BĘDZIE DOBRZE !
sebo 2011-12-14 15:53:08 (***-***-***-***.adsl.inetia.pl) #11792 0:0 zgłoś
Piskowiec zrobi tu porządek ; ) i tak jak bono mam nadzieje że koło zostanie ma serce do gry
Harry 2011-12-14 15:42:29 (actn***.neoplus.adsl.tpnet.pl) #11791 0:0 zgłoś
Głupoty piszesz.Kazdy wychowanek chce strzelic swojej byłej drużynie gola.Tak było w meczu ŁKS -Śląsk.Łukaszewicz wypożyczony ze Ślaska do ŁKS strzelił Śląskowi brame na 1 do 0 dla ŁKS
Pamietliwy 2011-12-14 13:39:16 (user-***-***-***-***.play-internet.pl) #11788 0:0 zgłoś
Jak sam powiedzial jest wychowankiem Arki i pamietam jak we wrzesniu w meczu PP Olimpia-Arka mial dosłownie 100% sytulacje na strzelenie gola i jak pamietmy wystarczylo minimalnie przelobowac bramkarza bo ten juz lezal na ziemi a on kopnal pilke wprost niego widac ze niechcial Arce strzelic wszak jest jej wychowankiem kibice z Gdyni skandowali jego nazwisko nawet w tamtym meczu praktycznie byl przeciw OE.
bono62 2011-12-14 11:37:34 (acvl***.neoplus.adsl.tpnet.pl) #11786 0:0 zgłoś
mam nadzieję że zostanie-jeden z tzw.walczaków któremu chce się grać i zasuwa na całym boisku