Jeszcze czekają na wiosnę. Stomil - Bytovia 0:0

To nie był jeszcze poziom, którego od swoich piłkarzy oczekują kibice Stomilu, ale tzw. momenty już były. Szczególnie w drugiej połowie, gdy Stomil mógł, a nawet powinien wyjść na prowadzenie. Wielkiego rozgoryczenia z powodu remisu nie może mieć jednak żadna ze stron.

Od początku meczu Stomil próbował grać spokojnie i rozsądnie, kontrolować mecz. W sumie obie ekipy wyszły na boisko z założeniem, "żeby się nie wyrywać". Dość wspomnieć, że pierwszą naprawdę groźną okazję obie ekipy stworzyły w 38 min. Michał Rzuchowski popędził lewą stroną ściął do środka i w sytuacji niemal sam na sam z Piotrem Skibą (z bardzo ostrego kąta) uderzył prosto w bramkarza Stomilu. O wcześniejszych minutach meczu można napisać tyle, że były.

Przy pierwszej połowie warto wspomnieć również o sytuacji z 45 min., gdy Mateusz Klichowicz faulował bez piłki Karola Żwira. Między zawodnikami obu drużyn zagotowało się, a sędzia Jacek Małyszek miał prawo pokazać czerwoną kartkę. Ostatecznie arbiter pokazał tylko "żółtko" i drugą połowę oba zespoły mogły kontynuować w kompletach.

A w drugiej połowie gra zdecydowanie się ożywiła. Stomil zdecydowanie częściej próbował szybszej i kombinacyjnej gry, a to zaowocowało zdecydowanie większą liczbą okazji bramkowych. Bardzo dobrze prezentowali się m.in. Karol Żwir, Jarosław Ratajczak i Tomasz Wełna, a po profesorsku środkiem i defensywą dyrygowali Paweł Głowacki i Piotr Klepczarek.

Już chwilę po przerwie do siatki mógł trafić Rafał Kujawa (technicny strzał z ostrego kąta tuż obok słupka), a kilka minut później po ładnym rozegraniu Grzegorza Lecha i Karola Żwira piłka przeszła w poprzek pola bramkowego, niestety, nieprzecięta przez żadnego z piłkarzy Stomilu.

To nie był koniec. Kwadrans po przerwie po rzucie rożnym Piotrka Głowackiego groźnie uderzył głową Kujawa, a kilka minut po tej sytuacji piłkę meczu miał Lech.

- To powinien być gol - stwierdził po meczu pomocnik Stomilu. - Piłka przeszła mi trochę po nodze i walnąłem prosto w bramkarza. Szkoda, bo znowu zgubiliśmy punkty...

Bytovia odpowiedziała w tym czasie przede wszystkim dochodzącą wrzutką Marka Opałacza z rzutu wolnego, po której piłka poszła w kozioł i... trafiła w słupek.

W samej końcówce dobry strzał lewą nogą z 20 metrów oddał jeszcze rozgrywający świetne zawody Piotr Klepczarek, ale dobrze ustawiony Gerard Bieszczad nie miał problemów z interwencją.

- Punkty zdecydowanie nam dziś uciekły - ocenił po meczu Grzegorz Lech. - Mieliśmy trzy-cztery sytuacje, które powinny nam dać zwycięstwo. Najlepszą chyba z nich zmarnowałem dziś sam. Gra zaczyna się nam jednak powoli zazębiać, ale symptomy tego, jak wyglądały zimowe przygotowania wciąż są u nas widoczne. Wiem, że to szukanie usprawiedliwień, ale uważam, że w naszym przypadku ma to swoje uzasadnienie. Taka jest rzeczywistość i nie ma co jakoś się oszukiwać. Z meczu na mecz z organizacją naszej gry jest coraz lepiej i zakładam, że będzie tak już do końca sezonu. Gdybyśmy strzelili dziś gola, swobody w grze ofensywnej byłoby jeszcze więcej.

Na zwycięstwo Stomilu w 2016 roku przyjdzie zatem czekać co najmniej do kalendarzowej wiosny.

PG

• Stomil Olsztyn - Bytovia Bytów 0:0

Żółte kartki: Żwir (Stomil), Liśkiewicz, Rzuchowski, Klichowicz (Bytovia)
Sędziował: Małyszek (Lublin)
Widzów: 2 000
Stomil: Skiba, Bucholc, Klepczarek, Ratajczak, Remisz, Wełna, Paweł Głowacki, Piotr Głowacki (87 Łukasik), Lech, Kujawa, Żwir
Bytovia: Bieszczad, Opałacz, Czarnecki, Wróbel, Liśkiewicz (77 Janeczko), Wacławczyk, Rzuchowski, Serafin (84 Jastrzembski), Jakóbowski, Klichowicz, Nwaogu (65 Formela)