O minionej już piłkarskiej I-ligowej jesieni i zmianie trenera, ale też i o szerszych oraz bardziej dalekosiężnych perspektywach olsztyńskiego futbolu rozmawiamy z Januszem Bucholcem, kapitanem „Dumy Warmii”. - Stomil Olsztyn jest dla mnie priorytetem jeśli chodzi o piłkę klubową – nie ma wątpliwości Janek.
- Takie rozmowy „na podsumowanie” robimy praktycznie co pół roku, ale wydaje mi się, że w końcu w tekście będzie czuć powiew optymizmu.
- No tak, skończyliśmy rundę ponad czerwoną kreską i wygląda to całkiem nie najgorzej. W tej rundzie było jednak sporo zawirowań. Doszło przecież do zmiany trenera, który pracował w tym klubie już dłuższy czas. Niezależnie od wszystkiego – to było dla nas trudne doświadczenie. Ale poradziliśmy sobie z tym i jest okej. W żaden hurraoptymizm popadać jednak nie będziemy, bo jeszcze długa droga do tego, by w tej wyrównanej lidze zapewnić sobie utrzymanie. Spokoju nie ma więc żadnego, mimo że nastroje są w drużynie fajne. Do świąt mamy trochę spokoju, przed rozpoczęciem realizacji rozpisek, ale ten spokój nie może być za duży. Wiosną zaczynamy walkę od początku i gramy o utrzymanie.
- Ta atmosfera rzeczywiście jest fajna, czy to tylko nam, patrzącym z boku, tak się wydaje?
- Szczerze - atmosfera wewnątrz zespołu ani przez chwilę nie siadła i cały czas wierzyliśmy, że odpalimy. Tak było wiosną i tak było teraz. I końcówka rundy potwierdziła, że rzeczywiście ta nasza pewność siebie nie jest zgubna. Wierzymy, że praca będzie owocować dalej, bo widzimy, co robimy na treningach i widzimy, że nie ma syfu, ani zgrzytów. Właśnie dlatego wiedzieliśmy, że wyniki przyjdą. I tak samo będzie wiosną – jeden przegrany mecz na pewno nie zaważy na atmosferze czy na tym, że zgubimy swoją drogę.
- Dobra, żeby nie było za miło, spytam prosto z mostu: zmiana trenera była potrzebna?
- Ja akurat miałem to szczęście, że cały czas utrzymywałem jakąś tam formę i, choć zdaję sobie sprawę, że zdarzały mi się wpadki i słabsze mecze, wiem, że grałbym i u trenera Kaczmarka, i u trenera Łopatki. A co do zmiany: trener Łopatko był z tym zespołem, widział, czego brakuje i cały czas na chłodno oceniał, gdzie szukać polepszenia naszej sytuacji. Szacunek dla niego, że podjął odważne, a przy tym właściwe decyzje. Z drugiej strony trzeba pamiętać o tym, jaką pracę wykonał z nami trener Kaczmarek. Nie możemy o tym zapominać niezależnie od oceny trenera i jego pracy. Czy zmiana była potrzebna? Wiesz, ja nie chciałbym tego oceniać. Z zasady zawsze chciałbym się wstawiać za trenerem i nie robić dodatkowych zgrzytów, ani kwasów. Trzeba być profesjonalistą. Trener Kaczmarek zrobił kawał roboty, ale być może gdzieś ta formuła się wyczerpała. Trener Łopatko wprowadził właściwe zmiany, bo widział czego brakuje. Można powiedzieć, że mu się udało. Oby tak dalej.
- Gdy trener Łopatko przejmował zespół, nie było obaw, że raptem z „Adasia” stanie się „Panem Trenerem”?
- Trener Łopatko chyba sam zdaje sobie sprawę z tego, że miał dużo szczęścia, trafiając akurat na taki zespół. W piłce bywa różnie, a trener trafił na taką grupę ludzi, która bardzo profesjonalnie podchodzi do wykonywanego zawodu i do osoby trenera. W szatni nie było więc głosów w stylu: „O, zespół przejmuje kolega”. Takie uczucie było, kiedy trener Łopatko był drugim trenerem. Podchodząc do niego, mówiliśmy na „Ty” i relacje na pewno były zdecydowanie luźniejsze. Gdy jednak został pierwszym trenerem, nikt nawet się nie zająknął – od razu przeszliśmy na „trener” i nikt nie ma z tym najmniejszego problemu. Tak to oceniam.
- Bez dwóch zdań w budowaniu autorytetu pomogło trenerowi zwycięstwo w pierwszym meczu. Gdyby Adam przegrał trzy pierwsze mecze, na pewno inaczej byście na niego patrzyli.
- Coś w tym jest. Ten mecz z Flotą na pewno był kluczowy i zwycięstwo w nim przekonało nas jeszcze bardziej, że możemy iść we właściwym kierunku. Poczuliśmy w końcu, że możemy zdobywać punkty i możemy wygrywać z każdym. Tego na pewno nam brakowało.
- Zastanawiałeś się, z czego to wynika, że z zespołu, który nie potrafił wygrać u siebie przez okrągły rok, zamieniliście się w ekipę, która jest w stanie ograć w Olsztynie każdego? Masz na to jakieś wytłumaczenie?
- Chyba tak. Tak jak powiedziałem, sprawy, które trener Łopatko widział będąc drugim trenerem, okazały się istotne, a zmiany trafione. Być może to właśnie te zmiany zaowocowały tym, że przełożyły się na wynik. Trener podjął właściwe decyzje, my podporządkowaliśmy się im bez zgrzytów i... jest efekt. Na pewno przyjęliśmy w meczach nieco inną taktykę. Graliśmy bardziej otwarcie, prościej, ale – jak widać – skuteczniej. Z tym nie da się polemizować. Jak będzie na dłuższą metę? Zobaczymy. Mam nadzieję, że nasza współpraca nadal będzie się układać bez zarzutów.
- Po pierwszej wygranej pod wodzą Łopatki, napisaliśmy na dwadozera.pl, że trener zmienił ustawienie i nastawienie. Zgadzasz się z takim podsumowaniem?
- Tak. Zmienił się też system trenowania. Trener wprowadził drobne zmiany, które – jak się okazało – były delikatne, ale właściwe. Poza tym, jak wspomniałem – zaczęliśmy grać prościej. Nie próbowaliśmy jakoś pięknie rozgrywać piłki, tylko próbowaliśmy jak najszybciej dojść do pola karnego i oddać strzał na bramkę. Efekt był taki, że czasami to właśnie z takiej prostej gry wychodziły piękne akcje i fajne bramki. To nakręcało nas jeszcze bardziej i utwierdzaliśmy się w tym, że trop, którym podążamy, to właściwy trop. Podobnie jak gra z kontry – element, którego wcześniej nie potrafiliśmy zakończyć bramką.
- Dla Ciebie na boisku niewiele się jednak zmieniło. Cały czas masz zaginać od linii do linii i tyle.
- Wiadomo (śmiech). Cały czas skupiam się jednak na swojej pracy, bo wbrew pozorom, w każdym meczu mam nieco inne zadania. I z lepszym bądź gorszym skutkiem staram się z nich wywiązywać. Przede wszystkim, jak większość chłopaków, skupiam się na tym, by punkty zdobywał Stomil Olsztyn. Tu nie ma rozkminiania, że na przykład: „w tej sytuacji mogę nie wracać do defensywy”. Wręcz przeciwnie – zdarza się, że mam do siebie naprawdę dużo pretensji, bo gdzieś nie zdążyłem albo nie zdołałem wybić głową.
- Dobrze, że o tym wspominasz, bo jeżeli w ogóle coś można było Ci w tej rundzie zarzucić, to właśnie zaspanie w przynajmniej dwóch sytuacjach, kiedy rywale przeskakiwali Cię w walce o głowę i trafiali do siatki. Momentami wyglądało to tak, jakbyś odpuszczał, więdząc, że i tak nie wygrasz pojedynku.
- No nie, o odpuszczaniu nie ma mowy. Na pewno. Wiem jednak, o których sytuacjach mówisz, bo analizuję każdą straconą bramkę. Szczególnie taką, przy której miałem swój udział. Z Bełchatowem sytuacja była jednak bez wyjścia. Cofałem się do środka i trafiłem na „Barana”, który był już w powietrzu. Przydusił mnie do ziemi i nic nie mogłem zrobić. Nie mam o to do siebie pretensji. Pretensje mam za to o sytuację z Płockiem. Tam grałem bardzo dużo w ofensywie, szedłem praktycznie co akcję do przodu i wydaje mi się, że starałem się tam szaleć za dużo. Przez to zabrakło koncentracji z tyłu. Zgubiłem rywala i padła bramka. Analizowałem tę sytuację m.in. z dyrektorem Biedrzyckim, który miał podobne odczucia do mnie. Niestety, takie sytuacje się zdarzają. Znam jednak przyczynę takich zachowań i będę robić wszystko, by uniknąć ich w przyszłości.
- Gra głową to element, nad którym pracujesz wyjątkowo mocno?
- Nie ukrywam, że tak. Staram się na treningach, z myślą m.in. o tych straconych bramkach, o których rozmawialiśmy, jeszcze mocniej kontrolować każdego rywala w polu karnym. Już podczas niedawno zakończonego roztrenowania pracowałem najmocniej nad tym, aby nie gubić krycia w polu karnym. Bo tutaj nie chodzi o grę w powietrzu, tylko o gubienie krycia w polu karnym.
- Żeby nie było za smutno, to dodajmy, że jesienią, we wspominanym już meczu z Bełchatowem, strzeliłeś pierwszą bramkę w seniorskiej karierze.
- No tak, choć... nie do końca. Udało mi się kiedyś strzelać bramki w rozgrywkach pucharowych na Litwie. Można więc powiedzieć, że to moje pierwsze trafienie w Polsce (śmiech). Powiem Ci, że troszkę mi to ciążyło, że nie miałem żadnego gola na koncie. To niby nie moje zadanie, ale uważam, że była to jakaś tam moja słabość. Chciałem ją przełamać, bo przecież w piłkę nożną gra właśnie po to się gra. Gdybym stale nie chciał więcej, i więcej, nie byłoby sensu, żebym dalej grał. Widzisz zresztą, jak grają współcześni boczni obrońcy. Asysty, gole – to nie jest temat od święta. Z asystami wielkiego problemu nie miałem, ale z bramkami było gorzej. Szkoda, tym bardziej, że miałem okazję, by strzelić tych bramek więcej. Może gol z Bełchatowem mnie odblokuje? To była ładna bramka i, zupełnie serio, treningowa sytuacja. Grzesiek Lech wrzucił tak jak planowaliśmy, a ja wszedłem tak jak miałem wejść. Trenujemy to co czwartek.
- Rozmawiamy tuż po rozpoczęciu przez Was sezonu urlopowego, a już wiemy, że w zespole dojdzie do kilku zmian.
- No tak. Wiemy już, że nie będzie z nami „Kazka”, „Hempiego” i „Papiego” (rozmawialiśmy zanim kontrakt ze Stomilem rozwiązał Daniel Michałowski – red.). Szkoda, bo myślę, że każdy z nich wnosił dużo pod względem sportowym. Teraz każdy z nich pójdzie inną drogą. Z tego, co wiem, „Kazek”, wspólnie z trenerem Łopatką, doszedł do wniosku, że lepiej, jeśli rozwiąże w Olsztynie umowę i spróbuje poszukać nowego miejsca...
- …w przypadku Hempela zadecydowały podobno względy osobiste.
- Trochę tak. Wiadomo, on jest z Legnicy, więc do domu miał bardzo daleko. Teraz też będzie szukać sobie innego klubu. Zarówno on, jak i pozostali koledzy, których nie będzie już z nami wiosną, to bardzo pozytywne postaci. Wnosili sporo do szatni i na boisko, więc nie mam podstaw, by mówić o nich coś złego. Są superludźmi i zbudowali kawałek historii Stomilu.
- Zanosi się jednak na to, że to nie koniec wietrzenia składu. Z tego, co wiem, zespół może opuścić jeszcze przynajmniej dwóch graczy.
- Nie wiem. Ja, mówię szczerze, odciąłem się od tego zupełnie, skupiłem się na odpoczynku i nic nie wiem. To temat trenera i dyrektora sportowego oraz prezesa i dyrektora klubu. To oni decydują o polityce kadrowej i nie muszę mnie w swoje plany wtajemniczać. I dobrze, bo my już swoje zrobiliśmy. Kolejny etap pracy czeka nas na początku roku.
- Rozumiem więc, że swojego transferu w ogóle nie bierzesz na razie pod uwagę?
Na pewno jest dla mnie ważne to, o co będziemy grać w kolejnym sezonie. Utrzymanie to sprawa oczywista, tyle że to był cel na ubiegły sezon. Teraz to też sprawa oczywista, a uważam, że jest nawet szansa na to, by zrobić coś więcej. Zobaczymy, jak będzie za rok, w kolejnym sezonie, a właściwie przed jego rozpoczęciem. Powiem szczerze, że nie mam już czasu, ani ochoty, by grać tylko po to, żeby grać. Do końca sezonu na bank jednak zostaję. Nie wyobrażam sobie, żeby odejść gdzieś w środku sezonu. Nie wiem, co pomyśleliby o mnie bliscy i wszyscy, którzy żyją w Olsztynie Stomilem. To mógłby być ogromny błąd, tym bardziej, że Stomil Olsztyn jest dla mnie priorytetem jeśli chodzi o piłkę klubową. Poza tym obecnie ten klub to dla mnie ogromna część każdego dnia.
- Kilka razy byłeś już jednak blisko odejścia. Z tego, co wiem, swego czasu, zaawansowany był m.in. temat Arki Gdynia.
- No tak, miałem kilka takich telefonów. Jedne były bardziej, inne mniej konkretne. Tylko, że – tak jak powiedziałem – to byłaby dla mnie tak trudna decyzja, że na razie nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego. Moje życie kręci się w tym mieście, to samo dotyczy mojej rodziny. By odejść, musiałbym się naprawdę mocno, mocno zastanowić. A mi jest mi tu wspaniale. Tyle tylko, że jest jeszcze aspekt sportowy, a ja – mówię to otwarcie – chciałbym awansować ze Stomilem Olsztyn do Ekstraklasy. Teraz brzmi to może nieosiągalnie, ale patrząc na tę ligę, uważam, że to cel jak najbardziej realny. Oczywiście nie w tym sezonie, ale w kolejnej edycji rozgrywek – jak najbardziej.
- To z Twojej strony deklaracja: „Za rok chcę grać ze Stomilem o Ekstraklasę”?
- Niestety, ale ja i koledzy jesteśmy ostatnimi w klubie, którzy mogą cokolwiek w tej kwestii deklarować. Z tym muszą się wiązać deklaracje miasta i sponsorów, dotyczące finansowania, oraz deklaracje zarządu, który musi to wszystko rozważyć. Obecnie to byłoby kompletne szaleństwo i wielka nieodpowiedzialność, gdybyśmy z obecnym budżetem próbowali bić się o Ekstraklasę. Najprawdopodobniej zakończyłoby się to kolejnym upadkiem i potężnymi długami. Do nikogo więc nie mam pretensji, a jedynie próbuję powiedzieć, że to miasto zasługuje na klub w Ekstraklasie. Tylko, że jeżeli trzeba będzie czekać 10 lat na stadion albo na boisko treningowe z prawdziwego zdarzenia, to powiem szczerze, że... nie wiem, co będzie dalej. I to jest w tym wszystkim najgorsze.
- No właśnie. Jak myśleć o systemie szkolenia czy akademii piłkarskiej z prawdziwego zdarzenia, kiedy nie ma nawet gdzie trenować. Masakra!
- Dokładnie. Od czasów, kiedy byłem juniorem, tak naprawdę powstało jedno boisko. To na Dajtkach, ze sztuczną nawierzchnią, na którym tłucze pół województwa od rana do wieczora. Nic dziwnego, że potem dzieci operują krzyżowe w wieku 14 czy 15 lat. To jest właśnie przyszłość naszej piłki. To niepoważne i bardzo współczuję tym dzieciakom, bo wiem, co czeka je w przyszłości, jeżeli będą trenować tylko na sztucznym. 20 lat treningów na takim boisku poskutkuje po prostu tym, że dojście rano do łazienki będzie dużym problemem i utrapieniem. I jednego jestem pewien: jeżeli nie będzie u nas boisk treningowych, ani stadionu z prawdziwego zdarzenia, najzdolniejsza młodzież będzie od nas odchodzić, bo nie będą tu wiedzieć perspektyw. Będą trafiać do Niemiec, do Zagłębia, do Legii... I wcale im się nie dziwię. Obecnie klub nie ma po prostu argumentów, by takich chłopaków zatrzymywać. I wcale nie mówię, że musimy od razu równać do Legii. Spójrzmy choćby na przykład Siedlec, choć to o wiele mniejszy ośrodek piłkarski niż Olsztyn. Tam do uprawiania piłki nie brakuje niczego, a zespół seniorów zaraz będzie w I lidze. O klubach Ekstraklasy nawet nie wspominam, bo nie ma to sensu.
- Kurde, jak Cię tak słucham, to widzę oczami wyobraźni rok 2023 i Janusza Bucholca, dyrektora Stomilu...
- Nie no, dyrektorów mamy na fajnym poziomie i nie ma co ich wypierać (śmiech). Nie chciałbym wchodzić im w drogę, tym bardziej, że mam nieco inne plany. Najpierw, jeżeli nie wypompuję się totalnie pod względem psychicznym, chciałbym podziałać w trenerce. Jeżeli jednak nadal nie będzie w Olsztynie infrastruktury, odpuszczę to sobie i pójdę w innym kierunku. Być może marketingowym, bo ta branża chodzi mi od dłuższego czasu po głowie. Zobaczymy.
Rozmawiał Piotr Gajewski
trzeźwy 2013-12-19 21:16:16 (user-***-***-***-***.play-internet.pl) #40618 0:0 zgłoś
Zagłębie odpuściło nie dlatego że sportowo słaby, tylko że finansowo dobry. No ale jak Stomil stać to dawać go. Kibic zastanów się nieraz zanim coś napiszesz.
kibic 2013-12-19 18:31:26 (user-***-***-***-***.play-internet.pl) #40614 0:0 zgłoś
Litewski napastnik Nerijus Valskis nie zagra w rundzie wiosennej w Zagłębiu Lubin. Klub zrezygnował z jego pozyskania. może Stomil się nim zainteresuje,strzelił sporo bramek
do J 2013-12-19 18:01:39 (agi***.neoplus.adsl.tpnet.pl) #40612 0:0 zgłoś
Co ? Drugiej ligi ci sie z Płomleniem zamarzyło.? Nie ma sianka nie ma granka.
j 2013-12-19 15:30:38 (host-***-***-***-***.elk.mm.pl) #40610 0:0 zgłoś
nie wróci, Stomil ma już nowych gwiazdorów, z niższych lig, ciekawe,że są tam piłkarze co nawet w swoich klubach nie łapali się do składu, ale powalczyli w obserwowanym sparingu i okazuje się-wystarczy,
.,., 2013-12-19 15:22:51 (***.olsztyn.vectranet.pl) #40607 0:0 zgłoś
SUCHY WRACAJ!!!!!
kibic 2013-12-19 10:37:06 (***.***.***.***) #40604 0:0 zgłoś
W przyszłym sezonie o 'coś'? To chyba co najwyżej o awans do I ligi z II, jeżeli ze Stomilem...;)
Janek powodzenia!! 2013-12-19 10:25:46 (***.olsztyn.vectranet.pl) #40603 0:0 zgłoś
Janek powodzenia!!