Lepszego tekstu pewnie długo o Panu Ziutku nie napiszę, więc przypominam stary. Dziś mija ósma rocznica śmierci nieodżałowanego Józefa Łobockiego, piłkarza, trenera, działacza, niesamowitego gościa.
Poniższy tekst o Józefie Łobockim ukazał się na łamach "Gazety Olsztyńskiej" w kwietniu 2010 roku.
==========================================================
CAŁY BYŁ JEDNĄ WIELKĄ ANEGDOTĄ
Chyba nikt nie ma wątpliwości, jak bardzo brakuje go teraz olsztyńskiej i w ogóle warmińsko-mazurskiej piłce. Ostatniego dnia marca minęło sześć lat od śmierci trenera Józefa Łobockiego. — To był fanatyk, który piłce nożnej oddał całe życie — twierdzą zgodnie przyjaciele i byli podopieczni.
Pracę trenerską popularny "Ziutek" rozpoczął w 1978 roku. Z futbolem i w ogóle ze sportem był jednak związany "od zawsze". Uprawiał koszykówkę, miał sukcesy w biegach przełajowych i kolarstwie. Zdecydowana większość jego życia to była jednak piłka. Z piłkarską sekcją OKS i później Stomilu był związany od lat najmłodszych, aż do końca swoich dni. Poza regionem pracował tylko przez dwa lata (1968-70), kiedy akurat odbywał służbę wojskową i grał w Polonii Bydgoszcz.
— W sumie miałem z nim do czynienia od najmłodszych lat. Od juniorów młodszych, aż do seniorów i potem jeszcze jako trener — opowiada Andrzej Biedrzycki, obecnie szkoleniowiec Mrągowii Mrągowo, a w przeszłości piłkarz, przez niemal całą karierę związany ze Stomilem Olsztyn. — To był człowiek z charyzmą, poczuciem humoru i bezgranicznym oddaniem piłce. Oddawał się swojej pasji kosztem życia prywatnego.
W podobny sposób o Łobockim mówią niemal wszyscy jego przyjaciele i współpracownicy.
— Takich ludzi już nie ma... — wzdycha na wspomnienie o Łobockim Mirosław Romanowski, trener Warmiaka Łukta, a w latach 80. i 90. czołowy piłkarz Stomilu. — Znaliśmy się bodajże od 1978 roku. To za jego namową przeszedłem z Warmii do Stomilu. Z czasem, mimo że było między nami kilkanaście lat różnicy, zrodziła się między nami nie tylko relacja trener-zawodnik, ale też koleżeńska. Mieliśmy podobne usposobienie i po prostu przypadliśmy sobie do gustu. Bywaliśmy u siebie. Potem w Granicy Kętrzyn zostałem jego asystentem — wspomina Romanowski.
— Każdy dzień z jego udziałem przynosił jakieś nowe anegdoty. Nasze drogi wiele razy się krzyżowały, aż wreszcie spotkaliśmy się w Olsztynie — twierdzi Jacek Chańko, piłkarz Stomilu w latach 1996-99 i 2002-2003, a wcześniej podopieczny Łobockiego w młodzieżowych reprezentacjach Polski. — Trener był świetnym organizatorem. Co chwila robił nam ogniska albo kuligi. Było sporo zabawy. Trener "robił" atmosferę. Wspominam go jako symbol Stomilu i świetnego szkoleniowca. Zawsze był za piłkarzami i nawet, jak ktoś zaliczył jakąś wpadkę, to trener dosadnie tłumaczył, co myśli, ale zawsze z uśmiechem na ustach.
— Podobnie postępował, kiedy musiał kogoś posadzić na ławce albo odstawić od składu — opisuje Szymon Czyżewski, sekretarz Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej, który z Łobockim poznał się, gdy obaj byli jeszcze juniorami. — Byliśmy w podobnym wieku i zawsze się jakoś spotykaliśmy. Potem, gdy obaj działaliśmy w Związku poznaliśmy się jeszcze bliżej. Zawsze podziwiałem go za to, jakie miał podejście do młodzieży. No, i ten jego humor.
— Anegdoty? On cały był jak jedna wielka anegdota! — uważa Biedrzycki.
A Romanowski dodaje: — Trener uwielbiał zakłady i pewnego razu, na jednym ze zgrupowań, założył się z "Biedrzą" i Waldkiem Ząbeckim, że sam wygra z nimi dwoma wyścig kajakiem. Trener tak wyrwał, że... złamał "pióro" i przez resztę wyścigu machał tylko pojedynczym wiosłem! Wyścig i zakład oczywiście przegrał, ale ubaw był spory.
— "Ziutek" miał nietypowe hobby, bo uwielbiał... udawać morsa i namiętnie pławił się w lodowatej wodzie, kiedy innym robiło się zimno, jak na to patrzyli — opowiada trener Bogusław Kaczmarek, któremu Łobocki pomagał jako asystent w 1994 roku, kiedy Stomil awansował do Ekstraklasy. — Bardziej niż trenerem był on nawet organizatorem i wychowawcą młodzieży. Na tym drugim polu odnosił duże sukcesy, a logistyka była zawsze jego mocną stroną. Pewnie dlatego, że był tak popularny w olsztyńskim środowisku piłkarskim. "Ziutek" przez lata był zagorzałym singlem, a wszystko, co w życiu miał, to była piłka.
Wkład Łobockiego w rozwój olsztyńskiej i warmińsko-mazurskiej piłki. Doceniają również kibice, którzy kilka lat temu stworzyli efektowną flagę z podobizną trenera, a na poprzednią rocznicę jego śmierci wyprodukowali kilkadziesiąt szalików-cegiełek. Dochód z ich sprzedaży ma być przeznaczony na graffiti przedstawiające Łobockiego.
— Cały czas pielęgnujemy jego legendę, bo stale chcemy przekazywać wiedzę i pamięć o nim młodszym kibicom — podkreśla Adrian Frydrych, prezes kibicowskiego klubu OKS Stomil Olsztyn. — Nasi przedstawiciele upamiętnili szóstą rocznicę śmierci trenera składając kwiaty i zapalając znicze na jego grobie.
Oprócz kibiców lampkę na grobie Łobockiego zapalili też m.in. przedstawiciele drugoligowego OKS 1945 Olsztyn i jeden z jego najbliższych przyjaciół - Zbigniew Adamowicz, przedsiębiorca, z którym Łobocki w ostatnich latach życia trzymał się najmocniej.
— Co można o nim powiedzieć? Na przykład to, że wspaniale tańczył. Zawsze ostatni wychodził z balów, bo musiał obtańczyć wszystkie najpiękniejsze panie — wspomina pan Zbigniew. — Miał niespokojną duszę i prowadził cygański tryb życia. Może dlatego nie zdążył się ustatkować. Pamiętam za to, jak chyba w 2000 roku pojechaliśmy do Chorzowa na mecz Polska — Norwegia w eliminacjach mistrzostw świata. Chcieliśmy przejść się koroną stadionu, by poczuć atmosferę i co chwila musieliśmy się zatrzymywać, bo mnóstwo ludzi podchodziło i mówiło: "dzień dobry, panie Józku", "witam, trenerze, co tam słychać" albo po prostu "cześć Ziutek". I tak w kółko. Józek był znany w całym kraju.
— Niewiele osób wie, ale w wojsku "Ziutek" był... komandosem — kontynuuje przyjaciel nieżyjącego trenera. — To "kozactwo" z okresu służby zostało mu na całe życie. Zawsze lubił rywalizować i imponował odwagą.
— Był silny psychicznie i fizycznie, ale w końcu przeliczył się chyba ze swoimi możliwościami... — przypuszcza Czyżewski.
W 2004 roku Łobocki zachorował na zapalenie płuc na zgrupowaniu, istniejącego wówczas OKP Warmia i Mazury Olsztyn w Wągrowcu.
— Wzięło go ostro, ale długo nie dawał się namówić na wizytę w szpitalu — opowiada Adamowicz. — Kiedy pogorszyło mu się jeszcze bardziej, w końcu udało się go zawieźć do olsztyńskiej polikliniki. Chorobę udało się lekarzom opanować i już miał wychodzić. Już planowaliśmy nawet kolejny wyjazd na mecz, tym razem na Polska - Stany Zjednoczone w Płocku... Niestety, na ten mecz już nie pojechaliśmy.
Po Łobockim w firmie pana Zbigniewa pozostało potężne archiwum. 21 opasłych tomisk stworzył sam "Ziutek". Przez około 10 lat, poczynając od 1994 roku archiwizował w swoich segregatorach wszystko: historię Stomilu, regionalnej, polskiej i światowej piłki, życie prywatne i towarzyskie. Zdjęcia, listy i dedykacje od podopiecznych oraz współpracowników, wycinki z gazet, zdjęcia z imprez i fotografie pięknych nierzadko roznegliżowanych niewiast. Słowem: pełen misz-masz, poprzeplatany sentencjami, idealnie określającymi siebie samego - "Piłkarski narkoman" albo "Jestem jak Casanova, wolnym człowiekiem".
— Był tak zakochany w Stomilu, że pod koniec działalności klubu w 2003 roku, chciał poświęcić sporą część swojego życiowego dorobku, by ratować klub... — zdradza Adamowicz.
Nie tylko Stomil
Józef Łobocki urodził się 10 stycznia 1946 roku w Olsztynku. Od najmłodszych lat związany był z piłkarską sekcją OKS, a później Stomilu. Z najlepszej strony dał się jednak poznać jako trener i wychowawca młodzieży. Pod jego kierunkiem juniorzy młodsi sięgnęli po wicemistrzostwo Polski. Liczne sukcesy odnosił też z reprezentacją okręgu, ale największe triumfy święcił jako współpracownik Wiktora Stasiuka w młodzieżowej reprezentacji Polski. W 1993 roku pod ich kierunkiem 16-latkowie zdobyli 3. miejsce na mistrzostwach Europy. W Stomilu był każdym - od trenera juniorów, przez asystenta trenera, pierwszego trenera, sekretarkę i biletera, aż po wiceprezesa. W 1994 roku jako asystent Bogusława Kaczmarka wprowadził Stomil do Ekstraklasy. Oprócz Stomilu trenował też Jeziorak Iława i Granicę Kętrzyn. Zmarł 31 marca 2004 roku w Olsztynie. Miał 58 lat.
Artykuł nie został jeszcze skomentowany - możesz być pierwszą osobą!