forBet promocja

Reportaż - Inne - Kibice

Cały był jedną wielką anegdotą

2011-01-18 02:00:05 Józef Łobocki, Stomil Olsztyn, Andrzej Biedrzycki, Granica Kętrzyn, Jeziorak Iława, Bogusław Kaczmarek, Memoriał Aleksandra Kupcewicza

Fot. Emil Marecki

Fot. Emil Marecki

Gdyby żył, to tydzień temu stuknęłoby mu 65 lat. Pewnie byłaby huczna impreza, mnóstwo znajomych i jeszcze więcej dyskusji o piłce. Kto wie, może gdyby Józef Łobocki żył, to z naszą regionalną piłką nie byłoby aż tak źle? Może... Niestety, Pana "Ziutka" nie ma z nami już od blisko siedmiu lat...

Poniższy tekst o Józefie Łobockim ukazał się na łamach "Gazety Olsztyńskiej" w kwietniu 2010 roku.

 

"Cały był jedną wielką anegdotą

 

Chyba nikt nie ma wątpliwości, jak bardzo brakuje go teraz olsztyńskiej i w ogóle warmińsko-mazurskiej piłce. Ostatniego dnia marca minęło sześć lat od śmierci trenera Józefa Łobockiego. — To był fanatyk, który piłce nożnej oddał całe życie — twierdzą zgodnie przyjaciele i byli podopieczni.

 

Pracę trenerską popularny "Ziutek" rozpoczął w 1978 roku. Z futbolem i w ogóle ze sportem był jednak związany "od zawsze". Uprawiał koszykówkę, miał sukcesy w biegach przełajowych i kolarstwie. Zdecydowana większość jego życia to była jednak piłka. Z piłkarską sekcją OKS i później Stomilu był związany od lat najmłodszych, aż do końca swoich dni. Poza regionem pracował tylko przez dwa lata (1968-70), kiedy akurat odbywał służbę wojskową i grał w Polonii Bydgoszcz.

— W sumie miałem z nim do czynienia od najmłodszych lat. Od juniorów młodszych, aż do seniorów i potem jeszcze jako trener — opowiada Andrzej Biedrzycki, obecnie szkoleniowiec Mrągowii Mrągowo, a w przeszłości piłkarz, przez niemal całą karierę związany ze Stomilem Olsztyn. — To był człowiek z charyzmą, poczuciem humoru i bezgranicznym oddaniem piłce. Oddawał się swojej pasji kosztem życia prywatnego.

W podobny sposób o Łobockim mówią niemal wszyscy jego przyjaciele i współpracownicy.

— Takich ludzi już nie ma... — wzdycha na wspomnienie o Łobockim Mirosław Romanowski, trener Warmiaka Łukta, a w latach 80. i 90. czołowy piłkarz Stomilu. — Znaliśmy się bodajże od 1978 roku. To za jego namową przeszedłem z Warmii do Stomilu. Z czasem, mimo że było między nami kilkanaście lat różnicy, zrodziła się między nami nie tylko relacja trener-zawodnik, ale też koleżeńska. Mieliśmy podobne usposobienie i po prostu przypadliśmy sobie do gustu. Bywaliśmy u siebie. Potem w Granicy Kętrzyn zostałem jego asystentem — wspomina Romanowski.

— Każdy dzień z jego udziałem przynosił jakieś nowe anegdoty. Nasze drogi wiele razy się krzyżowały, aż wreszcie spotkaliśmy się w Olsztynie — twierdzi Jacek Chańko, piłkarz Stomilu w latach 1996-99 i 2002-2003, a wcześniej podopieczny Łobockiego w młodzieżowych reprezentacjach Polski. — Trener był świetnym organizatorem. Co chwila robił nam ogniska albo kuligi. Było sporo zabawy. Trener "robił" atmosferę. Wspominam go jako symbol Stomilu i świetnego szkoleniowca. Zawsze był za piłkarzami i nawet, jak ktoś zaliczył jakąś wpadkę, to trener dosadnie tłumaczył, co myśli, ale zawsze z uśmiechem na ustach.

— Podobnie postępował, kiedy musiał kogoś posadzić na ławce albo odstawić od składu — opisuje Szymon Czyżewski, sekretarz Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej, który z Łobockim poznał się, gdy obaj byli jeszcze juniorami. — Byliśmy w podobnym wieku i zawsze się jakoś spotykaliśmy. Potem, gdy obaj działaliśmy w Związku poznaliśmy się jeszcze bliżej. Zawsze podziwiałem go za to, jakie miał podejście do młodzieży. No, i ten jego humor.

— Anegdoty? On cały był jak jedna wielka anegdota! — uważa Biedrzycki.

A Romanowski dodaje: — Trener uwielbiał zakłady i pewnego razu, na jednym ze zgrupowań, założył się z "Biedrzą" i Waldkiem Ząbeckim, że sam wygra z nimi dwoma wyścig kajakiem. Trener tak wyrwał, że... złamał "pióro" i przez resztę wyścigu machał tylko pojedynczym wiosłem! Wyścig i zakład oczywiście przegrał, ale ubaw był spory.

— "Ziutek" miał nietypowe hobby, bo uwielbiał... udawać morsa i namiętnie pławił się w lodowatej wodzie, kiedy innym robiło się zimno, jak na to patrzyli — opowiada trener Bogusław Kaczmarek, któremu Łobocki pomagał jako asystent w 1994 roku, kiedy Stomil awansował do Ekstraklasy. — Bardziej niż trenerem był on nawet organizatorem i wychowawcą młodzieży. Na tym drugim polu odnosił duże sukcesy, a logistyka była zawsze jego mocną stroną. Pewnie dlatego, że był tak popularny w olsztyńskim środowisku piłkarskim. "Ziutek" przez lata był zagorzałym singlem, a wszystko, co w życiu miał, to była piłka.

Wkład Łobockiego w rozwój olsztyńskiej i warmińsko-mazurskiej piłki. Doceniają również kibice, którzy kilka lat temu stworzyli efektowną flagę z podobizną trenera, a na poprzednią rocznicę jego śmierci wyprodukowali kilkadziesiąt szalików-cegiełek. Dochód z ich sprzedaży ma być przeznaczony na graffiti przedstawiające Łobockiego.

— Cały czas pielęgnujemy jego legendę, bo stale chcemy przekazywać wiedzę i pamięć o nim młodszym kibicom — podkreśla Adrian Frydrych, prezes kibicowskiego klubu OKS Stomil Olsztyn. — Nasi przedstawiciele upamiętnili szóstą rocznicę śmierci trenera składając kwiaty i zapalając znicze na jego grobie.

Oprócz kibiców lampkę na grobie Łobockiego zapalili też m.in. przedstawiciele drugoligowego OKS 1945 Olsztyn i jeden z jego najbliższych przyjaciół - Zbigniew Adamowicz, przedsiębiorca, z którym Łobocki w ostatnich latach życia trzymał się najmocniej.

— Co można o nim powiedzieć? Na przykład to, że wspaniale tańczył. Zawsze ostatni wychodził z balów, bo musiał obtańczyć wszystkie najpiękniejsze panie — wspomina pan Zbigniew. — Miał niespokojną duszę i prowadził cygański tryb życia. Może dlatego  nie zdążył się ustatkować. Pamiętam za to, jak chyba w 2000 roku pojechaliśmy do Chorzowa na mecz Polska — Norwegia w eliminacjach mistrzostw świata. Chcieliśmy przejść się koroną stadionu, by poczuć atmosferę i co chwila musieliśmy się zatrzymywać, bo mnóstwo ludzi podchodziło i mówiło: "dzień dobry, panie Józku", "witam, trenerze, co tam słychać" albo po prostu "cześć Ziutek". I tak w kółko. Józek był znany w całym kraju.

— Niewiele osób wie, ale w wojsku "Ziutek" był... komandosem — kontynuuje przyjaciel nieżyjącego trenera. — To "kozactwo" z okresu służby zostało mu na całe życie. Zawsze lubił rywalizować i imponował odwagą.

— Był silny psychicznie i fizycznie, ale w końcu przeliczył się chyba ze swoimi możliwościami... — przypuszcza Czyżewski.

W 2004 roku Łobocki zachorował na zapalenie płuc na zgrupowaniu, istniejącego wówczas OKP Warmia i Mazury Olsztyn w Wągrowcu.

— Wzięło go ostro, ale długo nie dawał się namówić na wizytę w szpitalu — opowiada Adamowicz. — Kiedy pogorszyło mu się jeszcze bardziej, w końcu udało się go zawieźć do olsztyńskiej polikliniki. Chorobę udało się lekarzom opanować i już miał wychodzić. Już planowaliśmy nawet kolejny wyjazd na mecz, tym razem na Polska - Stany Zjednoczone w Płocku... Niestety, na ten mecz już nie pojechaliśmy.

Po Łobockim w firmie pana Zbigniewa pozostało potężne archiwum. 21 opasłych tomisk stworzył sam "Ziutek". Przez około 10 lat, poczynając od 1994 roku archiwizował w swoich segregatorach wszystko: historię Stomilu, regionalnej, polskiej i światowej piłki, życie prywatne i towarzyskie. Zdjęcia, listy i dedykacje od podopiecznych oraz współpracowników, wycinki z gazet, zdjęcia z imprez i fotografie pięknych nierzadko roznegliżowanych niewiast. Słowem: pełen misz-masz, poprzeplatany sentencjami, idealnie określającymi siebie samego - "Piłkarski narkoman" albo "Jestem jak Casanova, wolnym człowiekiem".

— Był tak zakochany w Stomilu, że pod koniec działalności klubu w 2003 roku, chciał poświęcić sporą część swojego życiowego dorobku, by ratować klub... — zdradza Adamowicz.

 

Nie tylko Stomil

Józef Łobocki urodził się 10 stycznia 1946 roku w Olsztynku. Od najmłodszych lat związany był z piłkarską sekcją OKS, a później Stomilu. Z najlepszej strony dał się jednak poznać jako trener i wychowawca młodzieży. Pod jego kierunkiem juniorzy młodsi sięgnęli po wicemistrzostwo Polski. Liczne sukcesy odnosił też z reprezentacją okręgu, ale największe triumfy święcił jako współpracownik Wiktora Stasiuka w młodzieżowej reprezentacji Polski. W 1993 roku pod ich kierunkiem 16-latkowie zdobyli 3. miejsce na mistrzostwach Europy. W Stomilu był każdym - od trenera juniorów, przez asystenta trenera, pierwszego trenera, sekretarkę i biletera, aż po wiceprezesa. W 1994 roku jako asystent Bogusława Kaczmarka wprowadził Stomil do Ekstraklasy. Oprócz Stomilu trenował też Jeziorak Iława i Granicę Kętrzyn. Zmarł 31 marca 2004 roku w Olsztynie. Miał 58 lat."

 

Piotr Gajewski

Komentarze

  1. yaca 2011-01-20 12:48:27 (ahg***.internetdsl.tpnet.pl) #568 0:0 zgłoś

    szacunek

  2. kibic 2011-01-19 20:22:51 #555 0:0 zgłoś

    Na zawsze w pamięci żywych! Ziutek Szacunek! Stomil pamięta!

  3. Paparazzi 2011-01-19 20:10:25 #554 0:0 zgłoś

    Wieczny (S)zacunek!

Dodaj swój komentarz

                     
#    #  ####  #    # 
##  ## #    # ##   # 
# ## # #    # # #  # 
#    # #    # #  # # 
#    # #    # #   ## 
#    #  ####  #    #