forBet promocja

Temat dwadozera.pl - II liga - IV liga - Inne - Kibice

Sportowa rodzina Zajączkowskich, czyli… wbrew tradycji

2011-12-06 01:29:44 Piotr Zajączkowski, Jeziorak Iława, Sebastian Zajączkowski, GKS Wikielec, Ksenia Zajączkowska

Ksenia gra w koszykówkę, ale o piłce wie więcej niż przeciętne dziewczyny. W końcu jej tata to trener Jezioraka, a brat to obiecujący piłkarz. Fot. Wojciech Benedyktowicz

Ksenia gra w koszykówkę, ale o piłce wie więcej niż przeciętne dziewczyny. W końcu jej tata to trener Jezioraka, a brat to obiecujący piłkarz. Fot. Wojciech Benedyktowicz

Ojciec – były ligowy piłkarz, obecnie ceniony w regionie trener. Syn – bardzo obiecujący i już teraz solidny piłkarz. Córka – jedno z odkryć sezonu w I lidze koszykówki kobiet. Chodzi oczywiście o rodzinę Zajączkowskich, w której domu sport gości – w różnych postaciach - każdego dnia.

 

45-letni Piotr Zajączkowski to były piłkarz m.in. Jagiellonii Białystok, Stomilu Olsztyn i Jezioraka Iława. W Ekstraklasie rozegrał 78 spotkań, a od kilku lat sprawdza się jako trener, obecnie II-ligowego Jezioraka. W świat sportu coraz odważniej wchodzą też jego dzieci – 20-letni Sebastian i 17-letnia Ksenia.

- Był czas, że człowiek nie widział, kiedy te dzieci rosły... – wzdycha Zajączkowski senior.

Wbrew pozorom popularny „Zając” nie wywodzi się jednak z rodziny sportowej, ale… muzykalnej.

- Praktycznie wszyscy grali i grają u mnie na instrumentach. Trafił się tylko jeden sportowiec – przyznaje. – Mój tata grał na akordeonie, saksofonie i był kompozytorem. Mama też miała sporo zdolności artystycznych, a bracia do tej pory grają w orkiestrze dętej w Ornecie. Swego czasu, jak była moda, mieli nawet swoje zespoły i grywali po weselach oraz przyjęciach. Siostry syn jest z kolei kompozytorem na Wybrzeżu. Zdobył nawet tytuł doktora. A ja? Mnie bracia próbowali namówić do grania na trąbce i coś tam bym zagrał. Na akordeonie też potrafiłbym coś pobrzdąkać, ale nie na tyle, żeby gdzieś zagrać.

 

Dlaczego kosz? Bo zazdrościłam bratu!

Do piłki szkoleniowiec Jezioraka czuł naturalny pociąg od zawsze. Namiętnie grał w szkole i na podwórku, ale na zajęcia Błękitnych Orneta trafił dopiero w piątej klasie podstawówki.

- Byłem najmłodszy i najmniejszy, ale już po pierwszym treningu mnie przyjęli – wspomina z satysfakcją.

Sebastian, piłkarz IV-ligowego GKS Wikielec, i Ksenia, zawodniczka I-ligowego KKS Olsztyn, zorganizowane treningi rozpoczęli wcześniej.

- Zacząłem w szkółce piłkarskiej Naki – opowiada Seba. – Miałem siedem lat, gdy tata zaprowadził mnie na pierwszy trening. Koledzy z osiedla trenowali już wcześniej, więc też chciałem spróbować. Choć podobno, jak byłem mały, to nie ciągnęło mnie aż tak bardzo do grania. Mama opowiadała, że jak brałem piłkę i gdzieś się ubrudziłem, to zaraz przybiegałem do domu…

- …wydaje mi się, że wynikało to trochę z tego, że Sebastian podpatrywał jak ja przygotowuję się do meczów oraz treningów i potem też chciał dbać o buty, piłkę i strój. To mu zostało, bo pod tym względem Sebastian może być dziś wzorem. Ma bardzo dużo butów, aż półki się łamią, i aż się dziwię, że ma je tak ładnie uporządkowane. Wszystkie ma tak wypieszczone, że nie ma się do czego przyczepić.

Ksenia o piłce raczej nie myślała. Do sportu ciągnęło ją co prawda zawsze, ale długo nie mogła zdecydować, której dyscyplinie odda się bez reszty.

- Wszystko było u mnie dość skomplikowane – przyznaje młoda koszykarka. - Trenowałam gimnastykę artystyczną, później trochę tańczyłam i w międzyczasie grałam na gitarze, a następnie zaczęłam trenować lekką atletykę… Tak więc trochę tego było. Rodzice już trochę we mnie nie wierzyli, bo skakałam z dyscypliny na dyscyplinę. Szukałam jednak czegoś dla siebie i w końcu odnalazłam się w koszykówce.

Jak podkreśla Ksenia, na każde zajęcia chciała chodzić sama.

- Tata nigdy nie naciskał, żebym wybrała sport i gdybym zajęła się czymś innym, to na pewno nie miałby nic przeciwko – podkreśla. I dodaje: - Wybrałam koszykówkę, bo chciałam trenować sport drużynowy. Trochę zazdrościłam Sebie, że ma kolegów z drużyny i wyjeżdża na obozy oraz mecze. Ostatecznie na koszykówkę namówił mnie wuefista. Po trenowaniu lekkiej atletyki, w której specjalizowałam się w sprintach, miałam dobre przygotowanie ogólne, więc spróbowałam.

Podobnie jak tata, na pierwszy trening w klubie Ksenia trafiła w piątej klasie podstawówki. W drużynie seniorek zadebiutowała już dwa lata temu, a ostatnio z miesiąca na miesiąc odgrywa w zespole coraz istotniejszą rolę. W październiku, wchodząc z ławki, rzuciła w meczu z MUKS Kórnik aż 24 punkty i niewykluczone, że gdyby nie późniejsza kontuzja, to już teraz miałaby miejsce w pierwszej piątce.

- Miałam delikatny uraz stopy, ale jest już w porządku. Pauzowałam przez trzy tygodnie i bardzo nad tym ubolewam, bo kontuzja przytrafiła się w dobrym okresie. Sporo meczów mnie ominęło. Ale cóż, taki jest sport. Kontuzje są w to co robię wkalkulowane – mówi Ksenia. - Ciężko pracuję na treningach i liczę, że w końcu przyniesie to efekt. I liga to już jakiś poziom i koleżanki są bardziej doświadczone. Ja doświadczenie dopiero zdobywam.

 

Sebie nazwisko trochę ciążyło

Ogrania potrzebuje też Sebastian, który po naderwaniu na początku roku więzadeł w kolanie stracił wiosną aż cztery miesiące i przed sezonem przeniósł się z Huraganu Morąg do GKS Wikielec.

- Myślałem, że pauza potrwa krócej, ale wszystko się przeciągało – najpierw była rehabilitacja, a później blizna cały czas „ciągnęła”. Jeszcze przed kontuzją liczyłem, że zmienię klub na lepszy, a tymczasem trzeba było zrobić krok w tył…

- …żeby wkrótce zrobić krok wprzód – dopowiada Zajączkowski senior. - Optymalnym rozwiązaniem byłby dla niego teraz zespół II-ligowy. Dzięki temu złapałby trochę doświadczenia i ogrania. Jako ojciec wymagam od niego dużo więcej, ale widzę bardzo duży, przygaszony ostatnio, potencjał. Do tego cechy wolicjonalne, technika i zmysł do gry kombinacyjnej. Jego talent niedługo rozbłyśnie.

Sebastian, choć ojca pamięta z boiska jedynie z końcówki jego kariery, twierdzi, że do Zajączkowskiego seniora sporo mu jeszcze brakuje.

- Podobną mamy waleczność, ale tata był szybki, a ja tej szybkości nie mam. Mam za to – tak jak on - wytrzymałość. Gramy jednak na innych pozycjach – ja w środku, a tata grał raczej z boku – więc trudno nas porównywać – uważa Seba. Zapewnia też, że nazwisko mu już nie ciąży. – Ale na początku było ciężko. Wszędzie słyszałem: „syn Zająca”. Teraz już się tym nie przejmuję. Nawet jeżeli ktoś tak mówi, to w ogóle nie zwracam na to uwagi.

W przypadku Kseni jest inaczej.

- Osoby, które interesują się sportem pewnie kojarzą, kim jest mój tata, ale koleżanki z drużyny raczej nie. Dopiero niedawno się o tym dowiedziały – twierdzi koszykarka.

 

Najlepiej jak wygrywają wszyscy

O umiejętnościach Kseni brat i ojciec wolą się nie wypowiadać, bo… średnio znają się na koszykówce.

- Dotychczas niewiele rozumiałem z koszykówki, ale jak ostatnio kilka razy odwiedziłem parkiet, to zrozumiałem, na czym to polega i zaczynam mieć swoje zdanie na temat poszczególnych zagrań. A jak czegoś nie rozumiem, to dopytuję córkę – śmieje się Piotr Zajączkowski.

- Ja na wuefach nigdy nie lubiłem grać w kosza – przyznaje Sebastian. - Za to teraz chodzę na mecze siostry. Jak ostatnio rzuciła tyle punktów, to byłem, ale nie można powiedzieć, że przynoszę jej tylko szczęście, bo jak byłem na pierwszym meczu, to Ksenia się zestresowała i zagrała słabo.

Za to Ksenia od piłki się nie odcina: - Powiem tak: jestem na piłkę skazana, bo rozmowy w domu kręcą się głównie wokół niej. Na pewno wiem o piłce więcej niż przeciętne dziewczyny.

Wygląda więc na to, że najgorzej ma pani Renata, żona Piotra i mama obojga młodych sportowców.

- W tygodniu jesteśmy raczej rozłączeni – zaznacza Piotr Zajączkowski. - Ja przez cały tydzień jestem w Iławie i przyjeżdżam w weekendy, po meczach. Wtedy jest gorąco, bo każdy z nas jest zwykle po meczu i dużo rozmawiamy. Jak się wygrywa, to jest w domu atmosfera, wszyscy są zadowoleni. Gorzej, jak się przegrywa – wtedy są frustracje. A żona? Żonie się to wszystko udziela – cieszy się i smuci razem z nami. W końcu sportowe geny dzieci mają też po niej.

- Czasem jest tak, że każdy ma inny wynik i każdy inaczej przeżywa swoje emocje. Wtedy jest problem – dodaje Ksenia.

- Ale najlepiej, jak wygrywamy wszyscy! – nie ma wątpliwości Piotr Zajączkowski.

 

Piotr Gajewski

 

Komentarze

  1. marek 2011-12-16 21:53:59 (***.***.***.***.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl) #11867 0:0 zgłoś

    obiecujacy piłkarz? a no leprzy klub nisz trzecia liga dobre ..tylko dlaczego ni sprawdził sie w srednim klubie jakim jest działdowo a w morągu grzał ławe- ja bym powiedział trzecia liga dla seby to maks..

  2. ja 2011-12-08 22:23:38 (user-***-***-***-***.play-internet.pl) #11691 0:0 zgłoś

    sokółko i łomżo! :D

  3. do tezak 2011-12-07 20:01:15 (host-***-***-***-***.olsztyn.mm.pl) #11660 0:0 zgłoś

    zmyła.. to chyba masz tak na imię

  4. tezak 2011-12-07 16:39:15 (***.olsztyn.vectranet.pl) #11656 0:0 zgłoś

    nie te zdjecie to zmyła na realu co innego, ogólnie nie polecam.

  5. kuba_ 2011-12-06 21:08:01 (***-***-***-***.adsl.inetia.pl) #11647 0:0 zgłoś

    Nooo jak wszystkie koszykarki takie ładne, to czas wybrać się na jakiś ich mecz ;))

  6. max 2011-12-06 16:48:24 #11638 0:0 zgłoś

    Dobrze, ze go zostawili w Iławie. Niech przepracuje dobrze zime z Jeziorakiem i życze utrzymania. A słabego szweda własnie juz zwolnili z Mrągowii Mrągowo. Dobra decyzja w Iławie i bardzo słuszna w Mrągowie.

  7. mirek 2011-12-06 10:13:25 (acvq***.neoplus.adsl.tpnet.pl) #11633 0:0 zgłoś

    Przyjemny wywiad, pozdro dla Zajacow :)

Dodaj swój komentarz

                    
 ####  #   # #    # 
#    #  # #   #  #  
#    #   #     ##   
#  # #   #     ##   
#   #    #    #  #  
 ### #   #   #    #