Ten mecz był jak turniej szachowy z podwórkowymi emocjami w końcówce. Mimo tego, Stomil należy pochwalić za dojrzałą oraz ambitną postawę i kolejne zwycięstwo na własnym stadionie. Tym razem olsztynianie 2:1 ograli Chrobrego Głogów.
Przed tym meczem piłkarze Stomilu mieli obawy. Wiadomo, Chrobry to nie Legia, ale – jak podkreślali w nieoficjalnych rozmowach piłkarze – ekipa z Głogowa to ekipa naprawdę znakomicie poukładana, która nieprzypadkowo jest aż tak wysoko w tabeli.
Początek meczu obawy potwierdził. Stomil zaczął spokojnie albo nawet niemrawo. Żywe było jedynie bardzo brutalne wejście Irakliego Meschii w nogi jednego z rywali, po którym olsztyński pomocnik powinien wylecieć z boiska. Chrobry z kolei narzucił swój styl gry i funkcjonował jak dobrze naoliwiony mechanizm – piłkarze przesuwali się całymi formacjami, nie brakowało gry w trójkątach i świetnie wykonywanych stałych fragmentów gry oraz strzałów z dystansu. 1:0 powinno być już w 12 min., kiedy Piotr Skiba najpierw pięknie wybronił strzał z dystansu, a potem fenomenalnie sparował dobitkę. Co się jednak odwlecze… Podsumowaniem przewagi gości był gol z 18 min., kiedy Damian Byrtek przeskoczył wszystkich rywali w polu karnym i z bliska skierował piłkę głową do bramki.
To podrażniło Stomil, który w końcu zaczął grać z większym rozmachem i werwą. I na efekty nie trzeba było czekać długo. Podczas jednego z coraz liczniejszych, misternie konstruowanych ataków w polu karnym świetnie przełożył sobie piłkę Irakli Meschia, a jeden ze spóźnionych rywali wyciął go równo z trawą. Do karnego podszedł sam poszkodowany i pewnie dał wyrównanie drużynie z Olsztyna.
Reszta pierwszej połowy to szachy na nienajgorszym poziomie. W Stomilu bardzo dobrze funkcjonował środek pola z Meschią oraz Grześkiem Lechem i wyjątkowo dobrze dysponowanym Dawidem Szymonowiczem, który kilka razy popisał się ładnymi przerzutami, a w ekipie gości murem nie do przejścia była wysoka linia obrony.
Po przerwie obraz gry się nie zmienił: nadal było niezłe tempo, dużo walki i jeszcze więcej taktyki. W środku pola rządził i dzielił tercet Szymonowicz, Lech, Meschia, który w drugiej połowie wzmocnił dodatkowo Paweł Głowacki. Ciekawych akcji też było sporo, lecz większość z nich kończyło się niecelnymi lub mało groźnymi strzałami. Aż do 78 min., kiedy sędzia Zbigniew Dobrynin po raz drugi wskazał na wapno. Trzeba przyznać, że karny był „miękki” i gdyby jedenastki nie było, to wielkiej afery nikt by w Stomilu nie zrobił. Faul na Lechu został jednak odgwizdany, a do piłki na jedenastym metrze, podobnie jak wcześniej, podszedł sam poszkodowany. „Lechu” strzelił pewnie, na dwa tempa i… zraz potem wdał się w awanturę z bramkarzem gości. Jakieś gesty, pewnie trochę wyzwisk, nieco emocji i… czerwona kartka. „Za co? O co chodzi?” – zastanawiali się kibice na trybunach. Jak się później okazało, Lech po zdobyciu gola miał pokazać bramkarzowi Chrobrego „gest Kozakiewicza”, który sędziowie niedzielnego spotkania zinterpretowali jako prowokację w kierunku kibiców i postanowili wykluczyć strzelca bramki na 2:1 z dalszej części spotkania. Decyzja, trzeba przyznać, kuriozalna, ale i sam Lech miał do siebie po meczu sporo pretensji.
- Poniosły mnie emocje, muszę przeprosić kibiców, drużynę i młodzież, która była na boisku, bo takie zachowanie nie przystoi, jest niegodne zawodnika Stomilu Olsztyn – kajał się po meczu Lech. - Tak się wydarzyło, że poniosły mnie emocje. Chciałem zadedykować bramkę żonie i dziecku, chciałem wziąć piłkę i wsadzić sobie pod koszulkę. Prosiłem bramkarza o futbolówkę, ale mi jej nie dał, dlatego nie przebierałem w środkach.
Nam sytuację z Lechem trudno jednoznacznie ocenić. Z jednej strony kartka rzeczywiście wybitnie głupia i niepotrzebna, a z drugiej nie ukrywamy, że lubimy piłkarzy niepokornych, którzy mają swój „charakterek” i taką, szaloną niekiedy, ambicję. Z jednej strony można stwierdzić, ze „Lechu” mógł sobie dać na wstrzymanie, a z drugiej wypadałoby skrytykować sędziego za zbyt stanowczą, jak się wydaje, reakcję. Czerwień za taką błahostkę? Przesada.
Tak czy inaczej, przez kilkanaście ostatnich minut Stomil musiał sobie radzić w dziesiątkę. I trzeba przyznać, że radził sobie nad wyraz dobrze – grając dojrzale, a przy tym szalenie ambitnie i z zębem. To dzięki temu komplet punktów udało się dowieźć do końca. Dla piłkarzy Mirosława Jabłońskiego to już piąta wygrana w ósmym ligowym meczu.
ZOBACZ NASZE WSZYSTKIE ZDJĘCIA Z MECZU
TRENERZY PO MECZU.
Ireneusz Mamrot, trener Chrobrego
- Ciężko pozbierać się po takim meczu. Zastanawiam się czy komuś jako zespół przeszkadzamy. Wyliczając błędy sędziowskie na naszą niekorzyść ta suma szczęścia nie chce się wyrównać. Bardzo dobrze weszliśmy w mecz. Mieliśmy stuprocentową sytuację po stałym fragmencie. Po chwili strzeliliśmy bramkę i sami straciliśmy, po słusznym karnym. Niepotrzebnie, bo do tego momentu na tyłach graliśmy bezbłędnie. Zresztą, pod względem taktycznym drużynie nie mogę nic zarzucić, bo Stomil nie miał sytuacji. Żeby sprawa była jasna - my też ich nie mieliśmy, więc remis byłby sprawiedliwy. Z przebiegu gry on się należał. To, co teraz powiem, niczego nie zmieni. Chyba wszyscy doskonale wiedzą - w 5 minucie ewidentna czerwona kartka. Sam zawodnik zachował się z wielką klasą, bo po meczu przyszedł i przeprosił mnie oraz samego poszkodowanego. To duża klasa. I za to mimo wszystko dziękuję. Jednak ten pan, który teraz pojedzie sobie do domu, wypije piwo, nie zapłaci za to żadnej ceny. A nam zabiera się pieniądze, punkty, pracę… Jasne, sędzia dał na koniec czerwoną kartkę, ale do tej pory zastanawiam się za co. Nie widziałam tej sytuacji. Nie wiem czy może ratował swoje błędy… Nie chcę oceniać. Nie zasłużyliśmy tutaj na porażkę, ale taka jest piłka.
Mirosław Jabłoński, trener Stomilu
- Nie był to najlepszy mecz w naszym wykonaniu, zwłaszcza w pierwszej połowie. Mieliśmy duże problemy z wyprowadzaniem akcji. Mieliśmy swoje założenia taktyczne, ale one w ogóle nie były realizowane. Przede wszystkim szwankowała gra skrzydłami. Druga połowa w naszym wykonaniu była już lepsza. Strzały, parę składnych akcji. Coś w tej naszej grze zaczęło się klarować, a sama końcówka była już najlepsza. Do pracy sędziów nie chciałbym się odnosić. Nie komentowałem tego po Grudziądzu. Tam czuliśmy się skrzywdzeni, ale taka jest piłka. Myślę, że jak były jakieś błędy, to w obie strony. Telewizyjne powtórki wszystko wyjaśnią.
- Stomil Olsztyn – Chrobry Głogów 2:1 (1:1)
0:1 – Byrtek (18), 1:1 – Meschia (24 k), 2:1 – Lech (77 k)
Żółte kartki: Meschia (Stomil), Ilków-Gołąb (Chrobry)
Czerwona kartka: Lech (Stomil, 78 – za niesportowe zachowanie)
Sędziował: Dobrynin (Łódź)
Widzów: 2 500
Stomil: Skiba – Bucholc, Czarnecki, Remisz, Ratajczak, Suchocki (89 Trzeciakiewicz), Szymonowicz, Meschia (72 Nishi), Lech, Piotr Głowacki (46 Paweł Głowacki) – Kujawa
Chrobry: Szymański – Ziemniak (86 Pisarczuk), Byrtek, Bogusławski, Samiec, Ilków-Gołąb, Drewniak, Gąsior (87 Michalec), Szczepaniak, Kościelniak, Sędzioak (74 Machaj)
PG, rys
Artykuł nie został jeszcze skomentowany - możesz być pierwszą osobą!