forBet promocja

Rozmowa - II liga

T. Wiercioch: Maradona Żuław na orliku

2013-05-23 00:39:55 Tomasz Wiercioch, Concordia Elbląg, Olimpia Elbląg

Tomasz Wiercioch, jeszcze jako kapitan Concordii. Fot. Michał Kalinowski

Tomasz Wiercioch, jeszcze jako kapitan Concordii. Fot. Michał Kalinowski

- Pod względem sportowym było super. Trener świetnie nas przygotował, a atmosfera była bardzo dobra. Organizacyjnie to jednak nie było to. Jechaliśmy na mecze do innych miast, wcale niewiększych od Elbląga, i widzieliśmy, jak bardzo może być inaczej – opowiada o sytuacji Concordii Elbląg Tomasz Wiercioch, były kapitan zespołu z Elbląga, który zimą rozstał się z klubem w fatalnych okolicznościach i, przynajmniej na razie, nie gra nigdzie.

- Pomyślałem, że czas odkurzyć Tomasza Wierciocha przed 32. urodzinami. Zacznijmy jednak od tego, czy rozmawiam z piłkarzem, czy z byłym piłkarzem.

- Powiedzmy, że na razie z piłkarzem na urlopie. Do 1 lipca. Drużynę mam już raczej dogadaną, więc byłym piłkarzem chyba jeszcze teraz nie zostanę.

- Słyszałem, że ma Pan grać u trenera Borosa w Tolkmicku.

- To… całkiem dobre ma Pan informacje (śmiech). Nie ukrywam, że prezes Niemyjski chciał, żebym grał w Barkasie już wiosną, ale prezes Concordii się nie zgodził. Tak zachowują się mali ludzie, po złości… No i gram sobie na orliku…

- Do kogo ma Pan największy żal?

- Nie chodzi o żal. I nie chodzi już nawet o to, że spędziłem w Concordii sześć lat i byłem jej kapitanem. Chodzi o to, że jak dorośli ludzie się na pewne rzeczy umawiają, to później powinni tych umów dotrzymywać. II liga to już jakiś poziom, a jednak kontraktów w klubie nie było. Ja dżentelmeńskiej umowy dotrzymałem, a z drugiej strony tego zabrakło. Niestety, ostatnio wiele spraw w Concordii pozostawiało wiele do życzenia.

- Co Pan robił przez ostatnie trzy-cztery miesiące?

- Pracuję w gimnazjum w Elblągu, a spodziewając się, że z moim graniem może być różnie, złapałem też pracę na orliku. Dostałem też dwie fajne propozycje ze szkółki piłkarskiej pana Florka. Prowadzę zajęcia z maluchami w wieku czterech, sześciu, siedmiu lat. No, a jak jest czas, to dwa razy w tygodniu prowadzę jeszcze zajęcia z juniorami w Tolkmicku. Trochę tego jest i czasu na nudę nie mam, ale nie ukrywam, że wolałbym po prostu grać.

- Częściej można Pana spotkać na meczach Concordii czy Olimpii?

- Z nadmiaru obowiązków raczej trudno mnie spotkać na meczach w ogóle. Zapomniałem dodać, że dodatkowo studiuję jeszcze terapię pedagogiczną w Elblągu i wiosną byłem tylko na jednym meczu II ligi. Z żoną wybraliśmy się na mecz Concordii z Unią Tarnów i… wyglądało to smutno. Teraz postanowiłem sobie, że postaram się wybrać na derby Elbląga.

- Wróćmy jeszcze na chwilę do tej sytuacji z lutego, bo niektórzy mogą nie wiedzieć dokładnie, o co poszło i dlaczego czołowy piłkarz II-ligowej Concordii, mimo braku kontuzji nigdzie nie gra.

- Po awansie byłem umówiony na grę przez pół roku. Wszyscy zdawaliśmy sobie, jaka jest sytuacja i na jakich warunkach przystępujemy do II ligi, ale po pół roku warunki miały się nieco zmienić. Człowiek jest już starszy, więc, nie ukrywam, że przydałyby się za grę jakieś pieniądze. To jednak II liga, a niedzielne granie. A tu za listopad i grudzień pieniądze wpłynęły dopiero na koniec stycznia. Ciężko było, nie ukrywam, człowiek ma rodzinę i trochę inaczej wtedy do pewnych spraw podchodzi. Byłem sfrustrowany, a tu nagle pojawiła się sprawa z Olimpią. Zadzwonił Bartek Piór (wiceprezes Olimpii ds. sportowych – red.). Chciałem z tej oferty skorzystać, bo miałem z prezesem umowę, że jeżeli tylko ktoś się zgłosi, to będę mógł odejść bez przeszkód. Gdy jednak prezes dowiedział się, że chodzi o Olimpię, to po złości zażądał za mnie 25 tysięcy złotych. 25 tysięcy… Potem dostałem z klubu jakieś dziwne pismo tuż przed zamknięciem okna transferowego. To było śmieszne i słabe.

- Z perspektywy czasu uważa Pan, że przystąpienie Concordii do gry w II lidze było błędem?

- Już kiedyś mówiłem w jakimś wywiadzie, że pod względem sportowym było super. Trener świetnie nas przygotował, a atmosfera była bardzo dobra. Organizacyjnie to jednak nie było to. Jechaliśmy na mecze do innych miast, wcale niewiększych od Elbląga i widzieliśmy, jak bardzo może być inaczej. Tu ewidentnie ktoś nie mierzył sił na zamiary. Dużo popsuło też odejście trenera Borosa. Później trenowałem przecież do końca lutego i widziałem, że nie zmierza to wszystko w dobrym kierunku.

- Przyczyną sportowego regresu było właśnie odejście Borosa?

- Myślę, że tak. Trener ma bardzo silny charakter i niesamowicie mocno potrafi wpływać na ludzi. Na pewne rzeczy sobie po prostu nie pozwalał. Nie chciał na przykład, by do klubu przychodził ten, kogo wskaże prezes. Też chciał mieć coś do powiedzenia. A sytuacje były różne. Na przykład po meczu z Motorem Lublin trener nawet nie wiedział, że mamy jechać na sparing do Gdańska. Myślę, że ta sytuacja była taką kroplą, która przelała czarę goryczy.

- Dobra, zostawmy na razie Concordię. Podoba się Panu styl Olimpii?

- Na mecze, jak powiedziałem, zbyt często nie chodzę, ale mam kontakt z chłopakami, a teraz, gdy przyszedł Krzysiek Wierzba, z którym bardzo się przyjaźnimy, jestem ze wszystkim na bieżąco. Wiem, że wygląda to dość nieźle, choć my graliśmy nieco inaczej – technicznie. Olimpia stara się prezentować jak najsolidniej w defensywie, a taki gość jak ten bramkarz, Rogaczow, spokojnie mógłby grać wyżej. Razem z nim defensywa tworzy monolit i nic dziwnego, że statystyki robią wrażenie. Nie pamiętam, żeby któraś drużyna na tym poziomie traciła tak mało bramek. Poza tym były też fajne, moim zdaniem, transfery z 2004. Ciekawym zawodnikiem jest na przykład Kamil Kopycki, który dzięki swojej szybkości robi sporo zamętu. No, ale jednak skład Olimpii mocno się zimą zmienił i chyba nikt nie spodziewał się, że odmłodzona drużyna zbierze aż tyle punktów.

- Czuję, że zalicza się Pan do entuzjastów połączenia obu Olimpii.

- Myślę, że wyjdzie to elbląskiej piłce na dobre. Dużo dobrego cały czas słyszę choćby o prezesie 2004, u którego pracuje kilku moich kolegów. Oczywiście nie mówię o księdzu, tylko o panu Romanowiczu, sponsorze klubu. 2004 zrobiła dużo dobrego i pokazali, że mogą. Świetnie przygotowano na przykład obiekt na Moniuszki, świetnie wygląda też praca z młodymi. Z dwóch Olimpii może powstać coś naprawdę fajnego. I, kto wie, za kolejne dwa lata być może znowu będzie można pomyśleć o I lidze? Na razie po tej I lidze wciąż jeszcze są tylko problemy. Ciekawą drużynę warto jednak tworzyć już teraz. W Elblągu i okolicach naprawdę jest dużo ciekawych zawodników, trzeba tylko pojeździć. Nie mam niczego do obcokrajowców, ale wydaje mi się, że czasem ich ściągania to po prostu pójście na łatwiznę.

- Okej, to proszę mi jeszcze zdradzić, skąd ta „dycha”, którą zawsze nosi Pan na koszulce. Typową „dziesiątką” Pan przecież nie jest.

- Jak zaczynałem grać w seniorach, to grałem w ataku i tak było zawsze. Tylko w Polonii Lidzbark Warmiński, gdy byłem u trenera Budziłka, z „dychą” grał Adam Zejer i numer był nie do ruszenia. Ja musiałem sobie poszukać dziwiętnastki albo jakiegoś innego numeru. A potem dziesiątka do mnie wróciła. A powód? Z dziesiątką zawsze grał Maradona, a ja zawsze byłem… „Maradoną Żuław”. Tak więc wszystko jasne (śmiech). Ale wie Pan co? Powiem Panu, już tak na koniec, że strasznie brakuje mi tego grania. W soboty, gdy są mecze, nawet nie odpalam internetu, żeby nie oglądać i nie czytać. Żeby nie bolało.

Rozmawiał Piotr Gajewski

Do rehabilitacji polecamy wysokiej jakości aparaty do elektoterapii, które sprawdzą się w każdym klubie sportowym.

Komentarze

  1. barcin 2013-05-24 16:08:06 (***.***.***.***) #31898 0:0 zgłoś

    no właśnie

  2. KKS 2013-05-23 20:20:28 (***.***.***.***) #31889 0:0 zgłoś

    http://www.youtube.com/watch?v=H9LnLO7L2Vs

Dodaj swój komentarz

                    
#    # #   # #    # 
##  ##  # #  #    # 
# ## #   #   #    # 
#    #   #   #    # 
#    #   #    #  #  
#    #   #     ##