forBet promocja

Rozmowa - II liga - Nasi za granicą

A. Januszewski: Studia, baraże i ślub. Fajnie było…

2011-04-15 18:17:19 Artur Januszewski, Znicz Pruszków, OKS 1945 Olsztyn, Stomil Olsztyn, Warmia Olsztyn, Start Działdowo

polkowice.com.pl

polkowice.com.pl

Na stadion przy al. Piłsudskiego wraca po dziewięcioletniej przerwie! Artur Januszewski występował w Stomilu przez cztery i pół roku, a w sobotnie popołudnie dopiero po raz drugi w karierze zagra przeciwko swojemu byłemu klubowi. - Do dziś mam lekki niedosyt, bo w 2002 roku mogliśmy się utrzymać i historia klubu byłaby inna… - uważa „Nóżka”, obecnie gracz pruszkowskiego Znicza.

 

- Często bywa Pan w Olsztynie?

- Jak pozwala mi czas to wpadam. Najczęściej między rundami albo między sezonami, bo w trakcie rozgrywek jest raczej trudno.

- Pochodzi Pan jednak z Działdowa, więc co ściąga Pana do stolicy Warmii i Mazur?

- Mam pewne sprawy, na przykład mieszkanie. Oprócz tego jest także sentyment. W Olsztynie spędziłem przecież sześć lat, bo jeszcze przed przyjściem do Stomilu grałem półtora roku w Warmii. Poza tym skończyłem w Kortowie studia. To wszystko sprawia, że mnie tu ciągnie…

- Gdy rozmawialiśmy po meczu z Olimpią Elbląg, to stwierdził Pan, że ostatni mecz w Olsztynie rozegrał Pan dziewięć lat temu.

- Tak, jeszcze jak Stomil grał w Ekstraklasie. To było albo z Radomskiem albo z Grodziskiem…

- Sprawdziłem. Z Groclinem.

- No tak. Przegraliśmy wtedy 2:1. Lepiej pamiętam jednak ten mecz z Radomskiem, który graliśmy w Olsztynie kilka dni wcześniej. To wtedy przepadły szanse na utrzymanie. Powinniśmy tamten mecz wygrać. Po strzale Marka Kwiatkowskiego zabrakło centymetrów, by piłka wpadła do siatki... To taka dygresja, ale do dziś mam lekki niedosyt, bo mogliśmy się wtedy utrzymać i historia klubu byłaby inna…

- Od tamtego czasu nie grał Pan przeciwko zespołowi z Olsztyna?

- Nie licząc epizodu z jesieni w Pruszkowie, to nie. W Olsztynie zagram po raz pierwszy od tamtego czasu. Na pewno będzie trochę dziwnie.

- Co wspomina Pan najchętniej z okresu gry w Stomilu? Był jakiś moment, który do dziś wzbudza u Pana emocje?

- Cały tamten okres był fajny. Przyszedłem w połowie sezonu, z niższej ligi, a od razu zacząłem grać w pierwszym składzie. Momenty, które wspominam? Na pewno baraże z Górnikiem Polkowice i wygrana w karnych. Dramat straszny i chyba był to ostatni moment, kiedy trybuny w Olsztynie się tak zapełniły. Wspominam tamten mecz szczególnie z jeszcze jednego powodu. Otóż dzień wcześniej… brałem jeszcze ślub. Emocji było więc naprawdę sporo. Nie przewidziałem tych baraży, a życie bywa przewrotne [śmiech].

- Wcześniej była jeszcze Warmia i awans do „starej” II ligi.

- Tak. Przyszedłem do Warmii, do III ligi – jeszcze przed rundą jesienną. Spędziłem tam w sumie półtora roku, a odszedłem po pierwszej rundzie w II lidze. Tamten awans do było bardzo ciekawe przeżycie i wydarzenie bez precedensu - Stomil w I lidze, my w II. Mieliśmy młodziutką drużynę. Starsi byli tylko bracia Stryżko i Adam Zejer. Atmosfera była bardzo fajna, choć kolorowo pod względem finansowym to Warmii nie było. Zarząd wywiązywał się co prawda z obietnic, ale „kokosów” nie mieliśmy.

- A wie Pan, że zajmuje Pan drugie miejsce pod względem ilości występów w barwach Stomilu w Ekstraklasie? Ma Pan 129 gier i pod tym względem ustępuje Pan tylko Andrzejowi Biedrzyckiemu.

- Kiedyś ktoś mi mówił, że jestem w tej klasyfikacji wysoko, ale nie wiedziałem, że jest przede mną tylko Andrzej Biedrzycki. Choć to akurat nie dziwi, bo to ikona Stomilu i prawdziwy człowiek-instytucja w tym klubie. Jest to powód do radości, ale do dziś mam lekki niedosyt przez to, że ostatecznie nie udało nam się utrzymać w lidze.

- Proszę zdradzić sekret – skąd Pana urocze przezwisko „Nóżka”?

- W żartach wymyślił to chyba Mirek Romanowski, jak trenował z nami na Warmii. Z Warmii przeniosło się to później do Stomilu i zostało. Ale dlaczego „Nóżka”, to już zostawię dla wtajemniczonych [śmiech].

- Dobra. To pogadajmy chwilę o teraźniejszości. Pana obecny zespół jest w strasznym kryzysie. Co się dzieje ze Zniczem?

- Trudno powiedzieć. Kryzys na pewno jednak jest i staramy się znaleźć jego przyczynę. Jeżeli znajdziemy, to postaramy się z tego kryzysu wydobyć. Gdybyśmy wiedzieli, jakie są powody naszych słabych wyników, to nie tkwilibyśmy w tej złej sytuacji, którą mamy. Temat awansu odsuwamy na razie na bok. Najpierw trzeba zmierzyć się z przeszkodami i ustabilizować formę. Jak to się uda, to temat awansu być może powróci.

- To już pewne, że trenerem Znicza będzie Piotr Świerczewski?

- Prowadzi z nami zajęcia i… Tak, chyba będzie nas trenować. Trener Libich zrezygnował i trzeba było dać komuś szansę. Na razie ciężko jednak powiedzieć, jakim trenerem jest Świerczewski. Najważniejsze będą wyniki, bo to one odpowiadają na pytanie „Jaki jest trener?”.

- Na treningach jest znanym z mediów „Świerszczem” czy może „poważnym trenerem Piotrem”?

- To człowiek z bogatym doświadczeniem sportowym. Grał w piłkę na wysokim poziomie i znakomicie czuje, kiedy jest czas na śmiech, a kiedy trzeba się skupić na dyscyplinie. Mam wrażenie, że chce na poważnie zająć się trenerką.

- A Pan? Po zakończeniu kariery również chce się Pan zająć trenowaniem?

- Nie wiem, zastanawiam się jeszcze. Różne przychodzą mi do głowy pomysły. Podstawę już jednak mam, bo jakiś czas temu skończyłem kurs instruktora. A co będzie dalej, to zobaczymy.

- Dobrze kojarzę, że skończył Pan geodezję?

- Tak. Wybrałem geodezję, bo w tamtym czasie… nie było w Olsztynie wychowania fizycznego. Dopiero później powstała szkoła na Bydgoskiej, gdzie można studiować sportowe kierunki. Geodezja wydawała się natomiast ciekawa i miała sporo technicznych zagadnień, a ja byłem po technicznej szkole i chciałem to jakoś wykorzystać.

- Studiował Pan dziennie?

- Tak. Łatwo nie było i bez pomocy niektórych wykładowców oraz promotora pewnie bym sobie nie poradził, dlatego jestem im wciąż bardzo wdzięczny. W tym roku mija akurat dziesięciolecie ukończenia studiów. Gospodarz roku już się do mnie odezwał i pewnie będziemy to jakoś świętować. Co prawda za często na zajęciach nie bywałem, ale mam nadzieję, że wszyscy znajomi ze studiów jakoś mi to wybaczyli i będzie sympatycznie [śmiech].

- Nie myślał Pan, żeby po zakończeniu kariery zająć się czymś związanym z Pana zawodem?

- Może i myślałem, ale by zdobyć wymagane uprawnienia do pracy jako geodeta trzeba mieć sporą praktykę i zdać państwowy egzamin. Praktyka bardzo się w tym zawodzie liczy, a na dodatek ostatnio we wszystkich pomiarach jest coraz więcej informatyki. Jak ja studiowałem, była to jeszcze kwestia marginalizowana. Teraz czasy się zmieniły. Nie mówię jednak nie. grając w Zniczu przez pewien czas byłem nawet zatrudniony w pewnej firmie spedycyjnej. Niby był to tylko taki dodatek, ale zawsze jakieś doświadczenie.

- Na stare lata nie planuje Pan przypadkiem powrotu w rodzinne strony – do Działdowa albo do Olsztyna?

- Nie wiem. Wiele aspektów życiowych będzie miało na to wpływ. Skonkretyzowanego planu jeszcze nie mam. Na razie skłaniam się do tego, by zostać w Warszawie lub w okolicy. Do końca sezonu mam kontrakt ze Zniczem, a później rozważę wszystkie opcje, które się pojawią.

- No dobra. To kto jutro wygra?

- Oczywiście wygra ten, kto… będzie lepszy [śmiech]. Zobaczymy. Proszę jednak napisać, że Olsztyn bardzo mi się podoba i uwielbiam do niego wracać. Dużo zieleni, las, jeziora, nad które zawsze jest blisko – to jest to, co lubię. Z racji, że studiowałem najbardziej lubiłem chodzić nad Jezioro Kortowskie. Fajnie było…

 

Rozmawiał Piotr Gajewski

 

Komentarze

Artykuł nie został jeszcze skomentowany - możesz być pierwszą osobą!

Dodaj swój komentarz

                    
 ####  #   # #    # 
#    #  # #  #    # 
#    #   #   ###### 
#  # #   #   #    # 
#   #    #   #    # 
 ### #   #   #    #