- Zdaję sobie sprawę, że w przypadku, kiedy zaliczyłem trzy występy w II lidze, mając 16 lat, ludzie w Olsztynie mnie nie pamiętają i jestem kojarzony raczej z osiągnięć pozaolsztyńskich – mówi w rozmowie z dwadozera.pl Adrian Mierzejewski, którego uznaliście Piłkarzem Roku Za Granicą Województwa 2010.
Na spotkanie z Adrianem umówiliśmy się dzień przed derbowym starciem jego Polonii z Legią w kawiarni „Czarna Koszula” na stadionie przy ul. Konwiktorskiej. „Mierzej” przyszedł sporo wcześniej i wydaje się, że szczerze ucieszył się z wyróżnienia przyznanego przez czytelników dwadozera.pl.
Pogadaliśmy blisko pół godziny i tuż przed 16.00 Adrian poszedł… na mierzenie temperatury.
- „Trzyma mnie” już trzy dni. Wczoraj nie trenowałem i zobaczymy, co dziś się okaże – stwierdził olsztynianin.
Jak okazało się 24 godziny później – Mierzejewski wybiegł w pierwszym składzie i zagrał 90 minut. „Czarne Koszule” nie powtórzyły jednak wyniku z rundy jesiennej i tym razem przegrały z legionistami 0:1…
----------- ------------ --------------
- Wiem, że w Twoim rodzinnym domu w Olsztynie jest takie małe Hall of Fame Mariana i Adriana Mierzejewskich. Domyślam się, że Twoich trofeów jest tam już więcej niż ojca…
- Nie no, na pewno jeszcze ojciec wygrywa (śmiech). Ja statuetki i nagrody zebrałem praktycznie tylko w tym roku. Oczywiście bardzo się cieszę, że inni zauważają mój postęp. Przy okazji chciałem więc podziękować wszystkim, którzy oddali na mnie swój głos w Plebiscycie portalu i tym, którzy w ogóle nominowali mnie w tej kategorii. Cieszę się bardzo, a każda nagroda mobilizuje mnie w jakiś sposób do jeszcze cięższej pracy. Na pewno nie osiądę na laurach, bo nie chcę zostać z tymi nagrodami, które otrzymałem do tej pory. Chcę cały czas iść w górę!
- No tak, i jak za rok znowu wygrasz w naszym Plebiscycie to będzie problem. W Warszawie bywam często, ale do Anglii i Hiszpanii wpadam raczej rzadko…
- Zobaczymy, zobaczymy (śmiech). Temat jest, można powiedzieć, otwarty i ciągle gdzieś się tam przewija. Na razie jestem jednak wciąż zawodnikiem Polonii. Mam dwa i pół roku kontraktu, a więc moja przyszłość i dalsza kariera zależy w dużej mierze od prezesa Wojciechowskiego. On tutaj rządzi.
- Rozmawiamy niemal równo 24 godziny przed derbami. Jaki wynik padnie w waszym meczu z Legią?
- Mam nadzieję, że wygramy to spotkanie. Na pewno bardzo nam zależy na zwycięstwie. Ostatnio efektownie wygraliśmy, a od kiedy przyszedłem, to z Legią jeszcze nie przegraliśmy – zaliczyliśmy chyba trzy remisy i dwa zwycięstwa. Mam nadzieję, że ta passa zostanie przez nas podtrzymana.
- Jak nie, to rozumiem, że zmiana trenera?
- Zobaczymy. Na razie prezes Wojciechowski zachowuje spokój. Zagraliśmy dopiero trzy spotkania, w tym zaledwie jedno ligowe. Mam jednak nadzieję, że z Legią będzie zwycięstwo i spokój na kolejny tydzień.
- Prezes Wojciechowski lubi krytykować swoich zawodników, ale Tobie się nie obrywa. W ubiegłym roku prezes zabrał Cię nawet na Gran Derbi do Barcelony. Czujesz się jego ulubieńcem?
- Nie, prezes ma ze mną raczej takie relacje, jak z każdym innym zawodnikiem. Tak się akurat wtedy złożyło, że po meczu z Wisłą Kraków, kiedy mieliśmy grać jeszcze ostatnią kolejkę z Górnikiem Zabrze, ja i Łukasz Trałka pauzowaliśmy za żółte kartki. Trener Janas nas puścił, bo i tak nie byliśmy mu potrzebni i spokojnie mogliśmy jechać. Po prostu na nas akurat padło.
- Rozumiem, że specjalnie tamtych kartek nie łapaliście.
- Nie, no naprawdę to był przypadek (śmiech). Gdyby kto inny pauzował, to pewnie kto inny by pojechał. A to, że moje nazwisko na razie nie jest u prezesa „na cenzurowanym”, to pewnie tylko dlatego, że moje występy nie są najgorsze. Zdaję sobie jednak sprawę, że po słabszym występie mogę się znaleźć „na dywaniku”.
- Okay, to już ostatnie pytanie o Wojciechowskiego. Powiedz - spadł Ci kamień z serca, gdy kilka dni temu prezes spotkał się z Franciszkiem Smudą i wyjaśnił spór dotyczący m.in. Twojej gry w kadrze? Nie da się ukryć, że najwięcej tracili na tym zamieszaniu właśnie, Bogu ducha winni, piłkarze.
- To była taka sytuacja, że bardzo trudno było nam się w ogóle na ten temat wypowiadać. Wiadomo przecież, że klub to nasz pracodawca i do kadry trafiamy właśnie z klubu. To klub nas wypromował i przez to – teoretycznie – powinien być na pierwszym miejscu. Z drugiej strony wiadomo, że występy w reprezentacji to marzenie każdego zawodnika. Woleliśmy tego nie komentować. Taka była decyzja i tyle. Teraz rzeczywiście spadł kamień z serca i mam nadzieję, że trener Smuda, przyjeżdżając do prezesa Wojciechowskiego ustalił wszystkie kwestie na tyle, że przy następnych powołaniach nie będzie nas już pomijać.
- No tak, ale przecież szykuje się już zgrupowanie kadry pod koniec sezonu. To wyjątkowo niefortunny termin i może być kolejny „kwas”!
- Trener Smuda chce się z nami jak najczęściej widzieć i trzeba to zrozumieć. Chce tworzyć atmosferę, zgrywać nas i znalezienie terminu nie jest łatwe. Cóż, zobaczymy jak to wyjdzie.
- Dobra, przejdźmy już powoli do spraw związanych z regionem, bo w końcu jesteśmy portalem regionalnym. Od pewnego czasu w sztabie szkoleniowym Polonii jest Bogusław Kaczmarek, przez lata szkoleniowiec Stomilu. Gadacie sobie czasem o Olsztynie?
- Jak najbardziej. Ostatnio mówiłem nawet trenerowi Kaczmarkowi, że pewnie byłby mile widziany w Olsztynie na stanowisku trenera. Trener Kaczmarek doskonale wie, co się dzieje w Olsztynie, jakie są aktualnie problemy. Wydaje mi się, że w jakiejś niedalekiej przyszłości trafi on znowu do Olsztyna i wspólnie z jakąś mądrą osobą to wszystko jakoś w Olsztynie poukłada.
- Liga, reprezentacja, ciągłe treningi – siłą rzeczy rzadko bywasz w rodzinnym mieście. Mimo to śledzisz losy OKS 1945?
- Tak, tak, oczywiście. Prawie zawsze patrzę na wyniki, obserwuję, jak zmienia się skład. Moich kolegów, którzy grali za czasów trenera Nakielskiego jest teraz już znacznie mniej. Można powiedzieć, że Stomil to teraz taka reprezentacja województwa i nie tylko. Cieszy to, że niektórzy zawodnicy wracają – „Głowaś”, wcześniej „Małkoś”, który teraz wyskoczył sobie jeszcze do Korony (chodzi o Pawła Głowackiego i Zbigniewa Małkowskiego – przyp. red.)… Mam nadzieję, że tych powrotów będzie więcej, bo młodzież musi mieć się od kogo uczyć, żeby powalczyć o coś więcej. Z tego, co wiem – w tym sezonie chodzi o to, żeby spokojnie się utrzymać i dopiero za rok powalczyć o coś więcej, o awans. Wszyscy muszą sobie jednak zdawać sprawę z tego, że bez pieniędzy i dobrych zawodników to się nie uda. Samą młodzieżą i niskim kosztem nie zawojuje się I ligi.
Szkoda też, że OKS przegrał w rzutach karnych z Ruchem. Ojciec był akurat na meczu i zdawał mi relację na bieżąco. Szkoda wielka, bo mógł być spory sukces i impuls do dalszego rozwoju. Teraz jak zaglądam w tabelę III ligi, to jestem troszkę smutny, że drużyna jest na takim miejscu.
- Wspomniałeś o zawodnikach, z którymi jako junior odnosiłeś sukcesy w Naki Olsztyn. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego tylko Tobie z tamtej wyjątkowo zdolnej grupy udało się zakotwiczyć w Ekstraklasie?
- Trudno powiedzieć. W życiu piłkarza często najtrudniejszy jest chyba właśnie ten okres przejścia z juniorów do seniorów. Mnie akurat od razu udało się trafić do Wisły Płock, a większość chłopaków nie miała tego szczęścia. Trener Nakielski próbował to potem jakoś przedłużyć – ten okres przejścia, ale, niestety, niektórym zawodnikom i tak się nie udało. Ja, tak jak mówię, miałem to szczęście, że szybko trafiłem do seniorskiej piłki. I tu muszę powiedzieć, że zespoły Młodej Ekstraklasy, które istnieją przy klubach są moim zdaniem niepotrzebne. To zwykle takie przedłużenie wieku juniora i wychodzi na to, że zawodnicy wciąż grają w swojej kategorii wiekowej zamiast próbować grać z seniorami, w lidze, gdzie gra się szybciej, silniej, pod presją. Lepiej grać nawet ligę czy dwie niżej, ale się wykazywać.
- Mówisz, że wcześnie trafiłeś do seniorów, ale w sumie Twój talent też wystrzelił na dobre z opóźnionym zapłonem. Gdy miałeś 20 lat zesłano Cię do Mazowsza Płock, a później zamiast w Ekstraklasie grałeś w Zagłębiu Sosnowiec. Do najwyższej klasy rozgrywkowej wróciłeś dopiero w wieku 23 lat.
- Różne historie w życiu się zdarzają… Ja miałem szczęście na początku, a później przyszedł trener Csaplar i zostałem przez niego „skasowany”. Prawda jest taka, że w naszym zawodzie trzeba trafić na „swojego” trenera, który mocno na ciebie postawi i doda pewności siebie. Ja trafiłem na trenera Csaplara, który przez rok w ogóle mnie nie wystawiał. Zesłano mnie do V ligi i nie miałem szans się przebić. Wypożyczono mnie do Zagłębia Sosnowiec i udało mi się awansować z tą drużyną do Ekstraklasy. Wypożyczenie akurat mi się jednak kończyło, a Płock spadł i… musiałem wrócić do II ligi. Miałem 5-letni kontrakt i na dwa lata musiałem w tej II lidze zostać. To zupełnie inne granie i trudno się pokazać. Na szczęście na ostatnie pół roku przyszedł do Płocka trener Jabłoński, który ściągał mnie do klubu. Bardzo wiele mu zawdzięczam. Strzeliłem wtedy pięć bramek i trzy w Pucharze Polski. Skończyła mi się akurat umowa i… całe szczęście. Gdyby nie to, to być może dalej siedziałbym w Płocku, tyle że już w III lidze i do dziś nie zagrałbym w Ekstraklasie...
- Wspomniałeś o wpływie trenera Jabłońskiego, ale przecież ogromny wpływ na Twoją karierę miał również Twój ojciec, Marian. Twój tata to nie tylko były piłkarz, ale i licencjonowany menedżer. Pomaga Ci jeszcze w tym drugim wymiarze?
- Konsultujemy wszystkie decyzje i od czasu do czasu tata próbuje coś tam szukać. Mój ojciec nie jest jednak takim klasycznym menedżerem. W jego wykonaniu to taki bardziej skauting – hobby, a nie praca. Mój ojciec jest fanatykiem futbolu i marzy mu się, by znaleźć jakiegoś chłopaka, którego mógłby wprowadzić do dorosłej piłki, „wychować go” i puścić gdzieś do ligi, by potem móc sobie powiedzieć: „ja go wynalazłem”. W moim przypadku sprawa nie jest już taka łatwa, bo w Polsce trudno byłoby mi już zmienić barwy klubowe. Sprawy typu przedłużenie kontraktu wciąż jednak konsultuje właśnie z ojcem. Jesteśmy zresztą stale na bieżąco i ojciec zawsze wie, co się u mnie dzieje.
- Zaczęliśmy na porównaniu Ciebie i ojca, to na tym również skończymy. Pod jednym względem na pewno będzie Ci go bowiem trudno przebić. Dla starszych kibiców w Olsztynie Marian Mierzejewski jest przecież legendą Stomilu, a Ty w klubie z rodzinnego miasta zaliczyłeś zaledwie trzy mecze i w sumie 66 minut spędzonych na boisku…
- No, na pewno, nie mam tu szans przebić ojca. A szkoda, bo jako zawodnik z Olsztyna chciałbym zagrać w tych barwach – rozegrać kilkaset spotkań, zostać kapitanem, osiągnąć jakieś sukcesy… Zdaję sobie jednak sprawę, że w przypadku, kiedy zaliczyłem trzy występy w II lidze, mając 16 lat, ludzie w Olsztynie mnie nie pamiętają i jestem kojarzony raczej z osiągnięć pozaolsztyńskich.
Rozmawiał Piotr Gajewski
Costa 2011-03-07 23:14:57 (***.olsztyn.vectranet.pl) #1800 0:0 zgłoś
heeheh widzę, że w tym samym momencie przeczytaliśmy przepychanke czytelników.... a tak serio to szkoda, że nie dysponujemy profesjonalbym klubem, który przyciągałby ludzi z województwa i poza na mecze nawet I-ligowe.. jak powiedział Mierzej, że chciałby być kapitanem dryżyny swojego rodzimego miasta.. przecież jest tylu rozsianych piłkarzy z Olsztyna jak i z okolic by stworzyć silną pakę walczącą o ekstraklasówke, ale jak już zostało nadmienione, brak naprawdę dużej kasy włożonej w klub nie da nam widowiska na b.dobrym poziomie.. choć ja jako 26 latek mam wkrętke, że jeszcze doczekam czasów, kiedy zasiąde na trybunach i obejżę twarze piłkarzy Legii schodzących po 90 minutach z głowami wrytymi we własne buty.. pzdr elo
Costa 2011-03-07 22:59:01 (***.olsztyn.vectranet.pl) #1798 0:0 zgłoś
reorganizacja III = II elo
Piotr Gajewski 2011-03-07 22:58:45 (***.***.***.***) #1797 0:0 zgłoś
Juz spiesze z wytlumaczeniem. Otoz oczywiscie jest to blad w oficjalnym nazewnictwie, ale blad... swiadomy. Dla pilkarzy z Ekstraklasy I liga to II liga, a II liga to III liga - przynajmniej dla wiekszosci. No, chyba, ze ktos gral w "nowej" II lidze lub w "nowej" I lidze - wtedy stosuje to nowe, troche smieszne, nazewnictwo. To takie pocieszenie dla kibicow III-ligowych klubow, ze to niby II liga i dla II-ligowych, ze to I liga ;) A tak juz zupelnie powaznie: "Mierzej" uzywal takiego okreslenia, wiec tak napisalem. Moglbym to poprawic, ale uwazam, ze niesie to pewien ladunek emocjonalny i oddaje w jakis tam sposob stosunek pilkarzy z wyzszych lig do lig nizszych. Po prostu mialo to moim zdaniem znaczenie.
Paparazzi 2011-03-07 12:56:25 #1784 0:0 zgłoś
nie czepiajcie się. Oficjalnie jest to 2 liga, ale formalnie jest to 3 szczebel rozgrywkowy.
do xxxx 2011-03-07 11:48:14 (klient.***.***.mikrochip.pl) #1778 0:0 zgłoś
Ale to sam chyba tak powiedział, popatrz dalej: "Gdyby nie to, to być może dalej siedziałbym w Płocku, tyle że już w III lidze i do dziś nie zagrałbym w Ekstraklasie..." - a Wisła Płock jest w II lidze.
xxxx 2011-03-07 11:30:40 (dxe***.internetdsl.tpnet.pl) #1776 0:0 zgłoś
,,Teraz jak zaglądam w tabelę III ligi, to jestem troszkę smutny, że drużyna jest na takim miejscu''.OKS III Liga?Mały błąd.