- Biorę życie takim jakie jest i zawsze staram się dawać z siebie maksa na tej pozycji, na której jestem akurat potrzebny drużynie. Taki już jestem – mówi o sobie Paweł Głowacki, jeden z najbardziej doświadczonych graczy I-ligowego Stomilu Olsztyn, który w rozmowie z dwadozera opowiedział m.in. o nietypowych początkach przygody z piłką.
- Jak już strzelasz gole, to ładne i z wolnych. Taki trochę specjalista się z Ciebie zrobił… Z Okocimskim znowu ładnie przymierzyłeś.
- Hehe. Czy specjalista? Nie wiem. W tygodniu trochę ćwiczę i cieszę się, że przynosi to efekt. Choć prawdę mówiąc nie wpadło to (gol w meczu z Okocimskim Brzesko na 1:0 – red.) tak jak chciałem. Chciałem uderzyć bardziej przy słupku, a poszło prawie w środek. Myślę, że był w tym trochę błąd bramkarza. Nie narzekam jednak (śmiech). Dzięki tej bramce dobrze zaczęliśmy i dobrze weszliśmy w mecz. Bardzo dobrze. Ta bramka dała nam dużo spokoju, druga jeszcze więcej. Momentami było tego spokoju aż za dużo, bo jednak Brzesko też miało okazję, by strzelić jakąś bramkę. Szczęście tego dnia było jednak przy nas.
- To drugie zwycięstwo z rzędu u siebie daje chyba trochę oddechu i spokoju. Lepiej patrzy się też w tabelę.
- Nie patrzę tak na to. Na razie podchodzimy do każdego meczu tak samo mocno skupieni. Nie możemy się przecież zachwycać tym, że wygraliśmy dwa mecze pod rząd u siebie. Tak naprawdę punktów ciągle nam mocno brakuje. Mamy ich po prostu mało i w każdym meczu musimy grać o trzy punkty. Sytuacja wciąż nie jest dobra.
- Wiem, że musisz odpowiedzieć dyplomatycznie, ale spróbuj powiedzieć… chociaż trochę. Dużo zmieniło się jeśli chodzi o funkcjonowanie zespołu od wewnątrz po przejęciu drużyny przez Adama Łopatkę?
- Taka ogólna otoczka jeśli chodzi o sposób pracy jest podobna. Oczywiście trochę zmieniło się w treningu i trochę zmieniło się w graniu, ale to, że wygraliśmy te dwa ostanie mecze w Olsztynie to również zasługa trenera Kaczmarka. To jednak on przygotował nas do sezonu. Coś nie grało nam na początku sezonu i punkty przelatywały nam przez palce, ale w końcu wzięliśmy się w garść i zaczynamy punktować. Mam nadzieję, że jeszcze trochę tych punktów pozbieramy i będziemy mieć w miarę spokojną zimę.
- Pamiętam, że kiedyś rozmawialiśmy sobie o Twojej uniwersalności. Zaczynałeś na prawej pomocy, potem była prawa obrona, rozegranie i lewa obrona. Teraz grasz takiego „bezpiecznika” – ostatniego pomocnika i pierwszego obrońcę zarazem. Tak chyba jeszcze nie grałeś?
- Dokładnie. Tak jeszcze nie grałem. Aczkolwiek wydaje mi się, że trener jest ze mnie zadowolony. Ja też mam wrażenie, że spełniam się w tej roli i wypełniam stawiane mi na boisku zadania. Mam dość dużo przechwytów, które rozpoczynają nasze akcje i nasze kontry, które sieją popłoch w obozie szeregach przeciwnika. Pasuje mi taka gra. Nie jest może specjalnie efektowna, bo spełniam rolę gościa od czarnej, niezauważalnej zwykle, roboty. Mi daje to jednak sporo radości – przechwyt i podanie do kolegi. Czuję, że to, co robię na boisku ma skutek i sens.
- A nie przeklinasz czasami trochę tej swojej uniwersalności? Nie myślisz: „Kurczę, gdybym był bramkarzem albo środkowym napastnikiem, to grałbym swoje i by mnie tak nie przestawiali…”?
- Taki mój los (śmiech). W różnych zespołach grałem na różnych pozycjach i zawsze potrafiłem się przystosować. To z kolei sprawiało, że z czasem stawałem się jeszcze bardziej uniwersalnym zawodnikiem. Myślę jednak, że rzeczywiście, gdybym skupił się na jednej konkretnej pozycji, to mógłbym się wybić bardziej. To jednak piłkarskie życie, które ma się tylko jedno i pewnych spraw nie da się już odkręcić. Poza tym nie da się przewidzieć, czy rzeczywiście by tak było – „co by było, gdyby…”. Biorę życie takim jakie jest i zawsze staram się dawać z siebie maksa na tej pozycji, na której jestem akurat potrzebny drużynie. Taki już jestem.
- Ja, mimo wszystko, bym jednak pogdybał. Opowiadałeś mi kiedyś, że dość późno zacząłeś przygodę z piłką, trochę jak Marcin Gortat z koszykówką. On często mówi, że gdyby zaczął wcześniej, to być może dziś byłby jeszcze lepszym koszykarzem. A Ty?
- Rzeczywiście zacząłem dosyć późno. Z tego, co wiem, chłopaki pierwsze kroki w piłce stawiali już w wieku 7-8 lat. Ja trafiłem do piłki trochę przez przypadek. Tak można powiedzieć. Mając 7 lat zacząłem trenować profesjonalnie… badmintona. Może brzmi to trochę śmiesznie, ale naprawdę traktowałem to bardzo poważnie i poważnie do tego podchodziłem. Trenowałem codziennie, wyjeżdżałem na obozy, turnieje, sparingi. Zaliczyłem mistrzostwa województwa, mistrzostwa Polski… Zmiana wiąże się z moim kuzynem, Kubą Głowackim, który w pewnym momencie rozpoczął treningi u Czesia Żukowskiego i Waldka Ząbeckiego. Ja miałem już 10 albo 11 lat i akurat był organizowany wyjazd na turniej do Danii. Ani Czesiu, ani Waldek Ząbecki nie mogli na te zawody jechać, bo obaj mieli swoje obowiązki w klubie, więc z drużyną pojechał mój wujek, czyli tata Kuby. Zaproponował, żebym pojechał i spróbował sił w piłce, więc wziąłem korki i pojechałem. Wujek dał mi tam zagrać w kilku meczach i wypadliśmy tam bardzo dobrze. O ile pamiętam, zajęliśmy chyba drugie miejsce. A był to wielki turniej, z drużynami z całego świata. Pamiętam, że strzeliłem tam nawet jakąś bramkę. Nic dziwnego, że mi się spodobało i zacząłem trenować. Przez dwa lata trenowałem i badmintona i piłkę nożną, aż wreszcie zdecydowałem się na piłkę. To był bardziej wybór niż impuls. Siedliśmy z ojcem i starszym bratem, i zastanowiliśmy się głęboko – co będzie dla mnie lepsze. I korzystniejsze. Uznaliśmy, że w badmintonie nie ma jednak zbyt dużych pieniędzy, ani otoczki takiej jak w piłce, więc jeśli stawiać na sport, to raczej na piłkę. Tak się stało i dzięki temu jestem tu, gdzie jestem.
- Trochę z rozsądku.
- Trochę tak.
- To powiedz jeszcze, czy śledzisz dokładnie, jak radzi sobie w Sokole Ostróda Twój brat Piotrek?
- Jasne, że tak!
- Nie brakuje Ci go trochę w drużynie?
- Wiesz, na takie pytanie trochę niewygodnie mi odpowiadać. To decyzja sztabu trenerskiego i zarządu, a ja mogę tylko powiedzieć, że moim zdaniem bardzo by do nas pasował. Uważam, że zrobił niesamowity postęp od momentu, gdy był w Stomilu po raz pierwszy. Pójście do niższej ligi (III ligi – red.) było dobrym ruchem, bo dzięki temu nabiera doświadczenia grając. Gra dużo, strzela bramki, notuje dużo asyst. Jest naprawdę mocnym punktem swojego zespołu i byłoby fajnie, gdyby tu wrócił. Bardzo dobrze się z nim dogaduję, jak to z bratem i na pewno chciałbym grać z nim w jednym zespole. To jest jednak jego piłkarski los i nie może być tak, że gdzieś go będę ciągnąć na siłę, coś załatwiać. Jak każdy, musi sobie wszystko wywalczyć. Jestem daleki od tego, by w jakikolwiek sposób torować mu drogę. Oczywiście, gdybym miał coś do powiedzenia, byłbym bardzo za, żeby tu przyszedł. Piłkarsko miałby moim zdaniem wiele do zaproponowania i podniósłby rywalizację na lewym skrzydle. Lewą nogę Piotrek ma naprawdę znakomicie ułożoną. Potrzeba mu trochę opierzenia, ale według mnie cały czas staje się lepszym piłkarzem.
Rozmawiał Piotr Gajewski
doodek 2013-10-30 18:14:36 (host-***-***-***-***.olsztyn.mm.pl) #38938 0:0 zgłoś
Główka gościu z klasą. Szac!